czwartek, 17 maja 2012

Zastępstwa pekińskie

Dziś przeżyłem dwa (małe) zaskoczenia.

Pierwsze: Nac Mac Feegle pracowali jak mało która klasa. Nic skomplikowanego - uważnie przepisać z wyświetlanych folii, ale przy ich lenistwie to jak voll-szychta na przodku. W ogóle w tym tygodniu są jacyś jak nie oni - przedwczoraj też byli cicho, spokojnie i nawet niektórzy próbowali brać udział w lekcji. Kelda wysłuchawszy mojej prośby, aby ich pochwaliła przy najbliższej okazji, stwierdziła, że muszą mnie bardzo, bardzo lubić, bo paru nauczycieli od przedmiotów rozszerzonych ostatnio wk...ją nic nie robieniem.

Drugie: Wszedłem na chwilę na lekcję pani Borgin, żeby oddać uczennicom zeszyty. Oddałem, pożegnałem się, wyszedłem, zrobiłem parę kroków korytarzem i... dopiero teraz dotarło do mnie co widziałem. Nie dowierzając sobie zawróciłem i zajrzałem do klasy, żeby się upewnić. Tak, to był Pekin, tłum po prostu. W klasie było tylu uczniów, że siedzieli w przejściach między rzędami. Okazało się, że miałem okazję ujrzeć nasze spécialité de la maison : językowiec łączący grupy w zastępstwie za nieobecne koleżanki. Pani Borgin miała trzy, czyli co najmniej półtorej klasy.

To po prostu jest tworzenie fikcji: na papierze lekcja odbyła się, "nie przepadła", ale w rzeczywistości to lipa, bo z takim tłumem nie da się normalnie pracować, zwłaszcza językowiec, który na codzień pracuje z 1/3 takiej ekipy. W naszej szkole obowiązuje zasada "nie zwalniamy!" i robi się z tego cnotę, że "uczniowie lekcji nie tracą". Tymczasem w praktyce efektywność takich lekcji jest wysoce wątpliwa. Na siódmej i ósmej lekcji uczniowie mający mieć jakiegoś michałka dostają belfra od ciężkiego przedmiotu. Z pewnością nastraja ich to superoptymistycznie i są pełni zapału do pracy. A niektórzy dziwią się i pojąć nijak nie mogą skąd nam frekwencja w szkole spada. Ano między innymi przez takie pchane na siłę zastępstwa. Ale u nas dominuje mentalność biurokratyczna - ważniejszy jest zapis w dokumencie, a nie jego treść i sens.

Z jednej strony dyrekcja pokrzykuje na radach, że zastępstwa są nieefektywnie prowadzone, ale z drugiej strony na uwagę: "Dostałem zastępstwo w klasie Xy, ale oni o tym nie wiedzieli i nie mają dziś ani książek ani zeszytów." potrafi zaszczebiotać "Och, to zadaj im COŚ!" "Coś" czyli inna nazwa "cokolwiek". A całe zdanie to "SPADAJ!" tylko innymi słowami.  I co tu można więcej na takie dictum powiedzieć? Na władzę nie poradzę.

4 komentarze:

  1. I właśnie dlatego ja lubiłem zastępstwa - nigdy do nich nie byliśmy przygotowani i można było robić w czasie lekcji coś ciekawszego xD

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie zastępstwo, na którym nie mogę "zrobić tematu" jakiegoś konkretnego denerwuje. Traktuję to jako stratę czasu.

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie w liceum najczęściej zastępstw nie było, dlatego rano biegało się na tablicę zerknąć, czy wpadły nam jakieś okienka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uczeń okienek mieć nie może.

      U nas to jest standardowo kartka A4 zapisana "12", a w okresie jakiś eventów to 2-3 takie kartki. Aha, na dzień.:-)

      Usuń