środa, 2 maja 2012

Nakłady na oświatę - naprawdę

Jednym z ulubionych tematów różnych pismaków [1] jest psioczenie na nauczycieli i na Kartę Nauczyciela. Urabianie opinii publicznej przez napuszczanie na nas co ciemniejszych i zawistniejszych rodaków trwa w najlepsze. Leitmotivem jest oczywiście, jak to nauczycielom dobrze. Da się to sprowadzić do sloganu: "Za dużo zarabiają i za mało pracują". Takie zarzuty zawsze się w Polsce dobrze przyjmują, wszak to nie węgiel a zawiść jest naszym głównym bogactwem narodowym. Gdybyśmy zaczęli ją puszkować i sprzedawać za granicę, zmonopolizowalibyśmy galaktykę.

Gminy grają na jednej nucie - nauczyciele za drogo je kosztują, trzeba zlikwidować Kartę Nauczyciela i zawarte w niej przywileje i i gminy będą zadowolone, to znaczy wydadzą na oświatę mniej pieniędzy. Ciekawe, że jakoś nie mówi się, a i obywatele nie pytają, jak lepiej spożytkować dotąd wydawane pieniądze, a tylko gardłuje się, żeby wydać ich mniej. Ponieważ mówienie wprost o obcięciu pieniędzy na oświatę byłoby nawet dla naszego społeczeństwa chyba zbyt trudne do zaakceptowania, używa się zręcznie formuły zastępczej - o odebraniu przywilejów nauczycielom. Bo żeby komuś zabrać, to Polak - zawsze!

Chętnie operuje się tutaj niewielkim zestawem danych, które mają ilustrować jak to państwo i samorząd pompują pieniądze w oświatę, a nauczycielskie pijawki ten rosnący strumień egoistycznie wysysają bez pożytku publicznego.

W szczególności nośna jest taka zbitka jak w artykule z "Polityki", przywołanym w bardzo trafnym tekście, niestety anonimowego autorstwa na stronie:

W razie, gdyby strona za jakiś czas znikła, pozwolę sobie zacytować z niej to co najważniejsze.

"(...)Zajmiemy się dwoma wartościami, które redaktor Bunda podaje na samym początku tekstu. Dokładnie, w tym zdaniu:

„Jak to się dzieje, że w ciągu ostatnich 10 lat liczba uczniów w szkołach spadła z ponad 7 mln do ponad 5 mln, liczba pracujących z nimi nauczycieli prawie się nie zmieniła, wydatki na edukację wzrosły o 40 proc.”?

Od razu przechodzimy do wyliczeń. Załóżmy, że badany okres obejmuje lata 2001-2011. W tym czasie inflacja wyniosła 35 proc. Nakłady na edukację wzrosły więc realnie o 5 proc.


Na tym jednak nie koniec. W latach 2002-2011 polski PKB zwiększył się o ponad 80 proc. Oznacza to, że w stosunku do wartości wytworzonych u nas towarów i usług nakłady na edukację zmalały. I to o znacznie więcej niż liczba uczniów."
[podkreślenie moje - JJP]

Mówi się, że kłamstwo ma krótkie nogi. Obawiam się jednak, że to może być dowód na to, iż słuszność miała śp. Wisława Szymborska, która mawiała że kłamstwo jest rącze jak gazela.

Zamiast rozmawiać o prawdziwych potrzebach i bolączkach systemu edukacji, który wymaga poważnych zmian o charakterze ratunku przed postępującą zapaścią (społeczno-cywilizacyjną) za kilka-kilkanaście lat, funduje się nam kłamstwa i manipulacje mające przynieść wyłącznie krótkowzroczną i doraźną korzyść marnotrawcom publicznego pieniądza - politykierom samorządowym.

____________________________________
[1] Bo z racji poziomu tego co wypisują nie zasługują na miano dziennikarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz