piątek, 4 maja 2012

W czarnej dziurze na maturze


Z notatnika przewodniczącego pewnego zespołu nadzorującego. część 1.

10. minuta. O jak szybko! Już 15 po!

20. minuta. Jak ten czas wolno płynie. W sali duszno. A może parno? Ciekawe czy będzie padać. Wziąłem parasol, ale zapomniałem sprawdzić prognozę. Trzech piszących tylko w marynarkach, reszta zdjęła lub nie wzięła. Ciekawe, że 2 lata w szkole obok nich byłem, a większości w ogóle nie kojarzę. Na ulicy nawet bym się nie domyślił, że są od nas. Dziewczyny nijakie. Dobrze przynajmniej, że w tej sali jakoś wszyscy zdający stosownie odziani. Jak przelotnie rzuciłem okiem na korytarzu, to niektórzy przyszli jak na odebranie świadectwa nielubianej pracy a nie na maturę. Jedna sprawa to aformalność stroju, druga to w ogóle brak stylu i wyczucia jak się ubrać. W rezultacie widać ubiór chaotyczny i eklektyczny a nie nieformalny.

30. minuta. Już się im pozy rozluźniają. Odpuszcza pierwsza fala stresu, która ich usztywniała jak posągi. Duszno, mimo pouchylanych okien. Tradycyjny wystrój sali szkolnej, nieśmiertelny, ponadczasowy standard. Z tyłu szafy, przekrój wzornictwa od późnego Bieruta po paździerzówkę w gustownej okleinie. Pas płyty pilśniowej obciągnięty suknem, żeby było gdzie przypinać „gazetkę”, bądź inną dekorację, żeby w sali ładniej było. Obrazki wycięte z kalendarza w tandetnych kiczowatych ramkach. Przeterminowany kalendarz. Roślinki toczące nieustanną heroiczną, nierówną wojnę z obskubującymi i zaśmiecającymi uczniami z jednej strony, a paniami woźnymi topiącymi je nieumiarkowanym podlewaniem z drugiej. Co kwiatek to inna doniczka, przygnębiająca galeria przypadkowości. Kiedy ten czy ów kwiatek znudził się w domu uczniowskim przynoszony był do szkoły i tkwi tu po dziś dzień, choć dawno już w żadnej ławce nie siedzi nikt z domu, z którego został wypędzony. Anonimowe świadectwo pobytu w tych murach jakiejś istoty, która spędziła tu 3 lata swego życia. Te kwiatki sprawiają wrażenie jakby nie rosły, jakby wciąż były takie same, co najwyżej zwiędną, stracą liście i znikną, ale nie urosną. Kto wie, może to reakcja na wypędzenie? Na rzucenie w zmieniający się jak w kalejdoskopie tłum? W smutne ściany płaczące płatkami tynku i farby?

O rany, jeszcze 2 godziny. Ani wstać, ani pospacerować, paru kroków choćby zrobić. Okropność. Od tych twardych krzeseł hemoroidów dostanę. Albo odcisków na kościach, co mam je w tyłku. Nie wiem jak się nazywają, przez większość roku nawet nie wiem, że je w ogóle mam. Za to na maturze dowiaduję się o ich  istnieniu niezawodnie. Czuję jakbym siedział tylko na nich, żadnej skóry, tłuszczu, mięśni – nic. Tylko sklejka i gnat. Niezawodny wskaźnik eventowy: dupa boli, znaczy matury!

Godzina. Wciąż większość czasu przede mną. To bezczynne i nieruchome siedzenie to tortura. Kolega Skakany siedzi twardo, koleżanka BDM zaczyna słabnąć, zaczyna wyglądać nieszczęśliwie i oklapło. Czy ten chłopak krwawi? Przód koszuli ma zalany strumieniem krwi?! Aaaa… to tylko krawat, zajebiście czerwony. W sumie nietypowe to, gdyż reszta ma czarne. No nie, jest jeden łososiowy. No i ja się wyłamuję. Ale ja w ogóle nie mam czarnego krawata.

Cholera, dopiero godzina dziesięć. Tyle jeszcze czasu. Ciekawe jak Ajs się bawi. Pewnie równie wybornie jak ja. Hebius na pewno krząta się na świeżym powietrzu, coś ma do roboty, jakieś zajęcie, przy którym widzi efekt swojej pracy, a nie takie… pierdzenie w stołek. A nie, nawet i tego nie możemy robić – procedury OKE pierdzenia w cokolwiek nie dopuszczają. Trudno się dziwić, w końcu to ich specjalność i zazdrośnie strzeżona prerogatywa.
Niektórzy zaczynają pisać wypracowanie. Kolega Skakany dyskretnie pokrzepia się colą. To wyjaśnia czemu nie przysypia i oczy mu się nie kleją. Ale siedzi z tyłu, a ja na widoku i metr od najbliższych zdających, więc mi nie wypada.
Bycie przewodniczącym zespołu nadzorującego to jednak krótsza słomka. Najwygodniej to być na wyjeździe, tzn. siedzieć w zespole nadzorującym w innej szkole: zero odpowiedzialności, mało co do roboty i to tylko przy wpuszczaniu na salę, presja na powściągliwe zachowanie mniejsza, po zbieraniu arkuszy tylko podpisanie się na protokołach i pryskamy wolni, mając już jedną maturę odfajkowaną. A przewodniczący zespołu nadzorującego tak dobrze nie ma.
Ani razu w tym roku nie jestem na wyjeździe, i chyba zawsze siedzę jako przewodniczący. Znowu płacę za mój perfekcjonizm. Gdybym się opieprzał jak niektórzy, to by mi żadnych odpowiedzialnych zadań nie dawali i mógłbym sobie wygodniej „pracować”. A tak – JJP jest niezastąpiony! Cmentarze, kurwa, są pełne ludzi niezastąpionych.

Półmetek! Teraz to już z górki. Przebiegle przechadzam się pod pretekstem otwarcia okna. Duszno mi trochę. Siadam na drugim krześle, takie samo, ale może gnaty w tyłku dadzą się nabrać i pomyślą, że to wyścielany fotel.

90. minuta. Kończy pierwszy, chce wyjść, ale każę mu przeczytać jeszcze raz, ale tak jakby to była cudza praca, którą widzi pierwszy raz na oczy. To dość trudne, ale bardzo pożyteczne, bo pozwala wychwycić przeoczone w ferworze pisania oczywiste błędy i pomyłki.
Nie nabrały się.

93. minuta. Pierwszy wyszedł. Kark mnie boli. Mięśnie mi się spięły, pomaga masowanie.

110. minuta. Kolega Skakany jednak nie taki twardziel jak się wydawało – wstał i przeszedł się do okna zlustrować parking. Teraz uprawia tajną mikrogimnastykę rozluźniającą.

120. minuta. Jeszcze tylko niecała godzina. A mnie dopada senność, oczy mi się same zamykają. Muszę się pilnować, żeby nie zasnąć, bo zlecę z krzesła i będzie chryja jeszcze większa od łoskotu. Okropne uczucie, jakby  gałki oczne same mi się obracały tak, żeby ukryć źrenice w głębi oczodołu. Ciekawe na ile widać, że mi się oczy turlają. Właściwie, to wcale nie ciekawe.

Jeszcze 45 minut. Dopiero 4 osoby wyszły. Jedna panna siedzi i gapi się w okno, już chyba pół godziny. Walczę z zamykającymi się oczami.
Jakie paskudne karnisze, model – późny Gomułka. Firanki nie lepsze; jak w wiejskim domu staruszki, co to jej „już nie potrzeba nowych, bo ona stara, nie warto!”. I te zasłony wprowadzające odważnie asymetryczne przełamanie monotonii – w każdym oknie tylko jedna.

Jeszcze 35 minut. Kolega Skakany wstaje i robi po kilka kroków. Koleżanka BDM twardo siedzi, to znaczy częściowo twardo, bo wzięła sobie tapicerowane krzesło biurowe, więc siedzi miękko, ale nieustępliwie. Sam nie wiem… może obawia się, że kolega Skakany ją podsiądzie? Ale mnie to wydaje się mało prawdopodobne, bo wygląda na dżentelmena.

Jeszcze 25 minut i jeszcze ośmioro pisze. Bujam się na tylnych nogach krzesła – zawszeć to jakieś urozmaicenie i rozrywka. I walczę z sennością. Niebezpieczna kombinacja – jak zasnę i rąbnę w tył, to… O-o, nogawka mi się zawinęła. Niedobra nogawka!

20 minut i sześcioro. Mogliby sobie już pójść. Przecież NIKE i tak za to nie dostaną. Polski w podstawie to ja nie wiem czy gdziekolwiek do czegokolwiek się przydaje, więc wystarczy zdać. A tego przecież nie sposób nie zdać, jeśli ma się szare komórki w ilości mnogiej.
Ze słowników skorzystała jedna osoba.

Jeszcze 10 minut i pięcioro pisze. Kolega Skakany oparty o filar filuternie kręci nóżką, jak Piłsudski. Wyraźnie ma już dość. My się trzymamy. Zastanawiam się czy zasłużyłem na eklerkę u Grycana. Albo dwie... Dawno nie jadłem, ale z drugiej strony – ileż tam musi być kalorii. A cóż to jest taka mała grycanowa apetyczna eklereczka? Chaps, chaps i po niej. 

Jeszcze 6 minut…
Ostatni skończył na minutę przed końcem. Drań po prostu. 
Zbieranie arkuszy, liczenie, pakowanie. Podpisy. Żegnam się z zespołem i zdaję wszystko do dyrekcji. Alles Gut, więc wybywam.

Eklerki nie kupiłem.

8 komentarzy:

  1. haha, bawiłem się równie dobrze jak Ty ;) choć wyjątkowo nie chciało mi się jakoś mocno spać, rok temu to prawie przysnąłem... dziś tak się zastanowiłem, po co w komisji muszą być aż cztery osoby? nawet jak w sali jest np. 10 uczniów, jak dla mnie to jakiś bezsens... Aaa, i zazdrościłem przewodniczącej komisji, bo przynajmniej przez pewien czas miała zajęcia - wypełniała protokół, a to zawsze jakaś rozrywka :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas są standardowo po 3 osoby (do 18-20 zdających). Więcej - tylko na sali gimnastycznej. Protokół jest stanowczo za krótki. :-)

      Usuń
  2. ja bardzo przepraszam, uczono mnie że nie wolno się śmiać z cudzego nieszczęścia, ale to tak zabawnie zostało opisane, że się na koniec ze śmiechu popłakałem. Przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co. Dziękuję za słowa uznania. Miło mi, że komuś ta moja pisanina poprawiła humor choć na chwilę. ^^

      Usuń
  3. A czy członkowie komisji w ramach zabijania czasu mogą sobie komputer przynieść i rozrywkę np. w postaci układania pasjansa uprawiać??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha. Ha. Ha. Bardzo zabawne. ;-))
      Nie wolno: jeść, pić, czytać, chodzić, rozwiązywać krzyżówek, sudoku itp. Zespół nadzorujący ma być czujny, cały czas skupiony na obserwacji i absolutnie w niczym nie przeszkadzający uczniom.
      Tak, wiem, że ostatnie zdanie ocieka fundamentalną sprzecznością, ale to świat wg CKE, a tej sekcie trzeba wiele wybaczać (skoro nie można posłać jej do wszystkich diabłów, albo chociaż sprowadzić na właściwe miejsce).

      Usuń
  4. Zgroza! Nawet dyskretnego walkmana nie wolno mieć? Chociaż piszący maturę i tak mają gorzej :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale nie mają gorzej. Mają zajęcie. Całe fafnaście stron zajęcia. A zespół nadzorujący NIC!

      Usuń