środa, 16 maja 2012

O pawianach i polu minowym

Godziny szóstej jeszcze nie byyyłooo, kiedy komórka zagraaałaaa...!

Czas wyraźnie wskazuje na radość i  szczęście niewymowne jakie mnie znów cmoknęło - wyjazd za miasto na nauczanie indywidualne. Dzięki inwestycjom pani Gronkowiec w komunikację miejską zamiast dwoma środkami komunikacji muszę wieźć się trzema. Deszcz tylko dodawał smaku tej wyprawie, bo prawdziwa radość, rzecz jasna, czeka na miejscu. Nie będę się zagłębiał w szczegóły, ale można to określić jako spacer po polu minowym w wersji retard bądź SR [1]. To znaczy mina może grzmotnąć nawet wtedy, kiedy już dawno opuściliśmy pole minowe i sądzimy, że wszystko już w porządku, a tu raptem koło uszu fruwają nam odłamki [2].
Dziś wydaje się, że było spokojnie, a czy tak było w rzeczywistości to się dowiem - zapewne - w ciągu najbliższych dni, ewent. tygodnia. Rodzic skoncentrowany na pilnowaniu, by zły system i jego sługusy nie ukrzywdził mu dziecka - to prawdziwy skarb.

Banda pawianów, którą zgodziłem się - jak skończony idiota - wziąć na wychowawstwo, dała dziś czadu. Narobili na godzinie wychowawczej takiego rabanu, że się poskarżyła komisja maturalna z sali pod nami i przyszła Dyrekcja z prośbą (sic!) o ciszę. Zamiast opieprzyć bachory (a potem wychowawcę) to łagodnie bezbarwnym tonem zwróciła im uwagę. Dla tej mojej bandy ten komunikat był energetycznie niezauważalny. 

Wiem, że jestem kiepskim wychowawcą, który na zbyt wiele im pozwala. Ale z drugiej strony nie bardzo się dziwię, że ich energia roznosi, kiedy mają godzinę wychowawczą po dwóch godzinach wuefu na których nie ćwiczą, bo nie mają gdzie. To męska klasa, oni potrzebują się wyszumieć! 

* * *
Początek lekcji, nauczyciel zabiera się do sprawdzenia listy. 
W pierwszej ławce jego dwóch wiernych fanów.

Rzep: - Wie pan? Film oglądałem - "Nad Niemnem". To jakiś koszmar. To się wlokło i nic się tam nie działo.
Belfer: - Nie narzekaj, w porównaniu z książką, to błyskawiczna i wartka akcja, rwąca do przodu jak motorówka.
Zdechlak: - Noooo, te opisy przyrody! 20 stron o tym jak wygląda drzewo.
Rzep: - Ale i tak film był straszny. Wie pan, tak straszny, że ja się go boję.
Belfer: - Kowalska... jest, Malinowski... jest, Navy... o-o, nie ma go. Przecież go widziałem przed salą!
Rzep: - Zerwał się. Z pana lekcji. Zerwał się.
Zdechlak: - Uciekł. Widzi pan jaki on jest naprawdę. Nie to co my.
Belfer: - Nowak... jest, Wiśniewska... jest, i Żonżoski... eee... jest!

Otwierają się drzwi i wchodzi Navy.

Navy: - Dzień dobry, panie profesorze. Przepraszam za spóźnienie. Ja jestem.
Belfer: - Dopiero teraz?! Taka chodząca punktualność i wzór dla tej zgrai nierobów i co? Sprawdzam listę, a ciebie nie ma! Tego co ja przeżyłem, mego rozczarowania no po prostu nie da się opisać.
Rzep: - Orzeszkowa by opisała!

Kurtyna.

______________________________________
[1] To taki mały ukłon dla Erjota. :-)

[2] Zwykle to one fruwają nie koło uszu, tylko zmierzają w kierunku bardziej eksponowanej przy odchodzeniu i wrażliwszej części ciała, ale niech będzie, że to takie niedomówienie.

8 komentarzy:

  1. ech... szkolna rzeczywistość. musiałbyś zobaczyć moje godziny wychowawcze. dyrekcja pochwaliłaby Cię za ciszę :P ale ja lubię moje pokemonki. mimo że dają do wiwatu...

    a scenkę... hm... może kiedyś wykorzystam w szkolnym kabarecie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też swoich lubię, co nie znaczy, że umiem ich wychować. Nawet ze stawianiem granic, co mi Kelda uświadomiła, mam kłopoty. :-(

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się, Eliza Orzeszko opisałaby rozczarowanie nie tylko na 20, ale i na 30 stron ;)

    Tak mi się przypomniało a propos roznoszenia przez energię, że kolega założył się kiedyś, że na lekcji wywróci biurko nauczyciela do góry nogami. Jakież było zdziwienie wszystkich, gdy kulturalnie zapytał nauczycielki, a ona się na to z uśmiechem zgodziła!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądzę, że to nie było jej biurko. ;-))

      Usuń
    2. Nie ;) To była anglistka z biurkiem matematyczki :)

      Usuń
    3. na pewno się uwielbiały... :P

      Usuń
    4. A wiesz, tego nie wiem! :P Angliczka była z cyklu "super babka", bardzo żałowałem, gdy przestała nas uczyć (nawet nie pamiętam dlaczego, może urlop macierzyński, nie wiem). Z resztą, była jedną z bodaj 5 czy 6 nauczycieli tego przedmiotu w ciągu 5 lat podstawówki ;) Po niej była nauczycielka, która na pierwszej lekcji (a przyszła w zimie) dostała... kulkami śnieżnymi prosto w twarz! Tak, w szkolnej klasie, na pierwszym piętrze! Pamiętam, że się rozpłakała i poszła do dyrektorki, mieliśmy nieprzyjemną rozmowę. Dziś ja się z tego śmieję, ale wtedy było mi bardzo głupio (no ja aż takich pomysłów nie miewałem, sorry! :P ja byłem raczej z boku)... :)

      Usuń
  4. Niewyobrażalne jak bardzo przez ostatnie dwadzieścia lat zmieniły się stosunku panujące w szkole :)

    OdpowiedzUsuń