poniedziałek, 21 maja 2012

Blaknące złudzenia

Od jakiegoś czasu chodzą za mną szafki do sypialni, nad drzwiami. Projekt już jakiś czas temu zrobiłem, ale wczoraj dojrzał i wyewoluował. Miały być na książki, ale moje zaufanie do gomułkowskiej dziurawki ułożonej szóstką jest chyba nie dość duże. To że od lat wisi tam ~40 kilo książek, nie znaczy że tyle samo powisi ~90 kilo (o nowych otworach na kołki nie wspominam).
Lubię pewne i solidne rozwiązania, więc książki tam jednak nie zawitają, tułając się dalej na podłodze. Do szafek trafią moje hobbystyczne zbiory. Są dużo lżejsze od książek, a umieszczenie ich wysoko nad podłogą dodatkowo ochroni przed kurzem. Wymagało to zmiany projektu, ale gruntowne przewymiarowanie tylko na dobre wyjdzie, bo akuratnie podziały wyjdą i powinno zgrabnie się komponować.

A po co ja o tym przynudzam?
Ano... bo zdałem sobie sprawę, że chyba mój powrót do modelarskiej dłubaniny [1] i powrót do stolarki [2] zwiastują coś poważniejszego niż tylko wiosenne przebudzenie. Stopniowo wyzbywam się żywionych od jakiegoś czasu złudzeń, że coś się w moim życiu osobistym zmieni i chyba szukam aktywności, która odwróci od tego moją uwagę[3].
Rozum podpowiada, żeby znów trzeźwo spojrzeć na rzeczywistość i dać sobie spokój z przebudzonymi mrzonkami - nikogo już nie znajdę, bo na takie kaszaloty pasztetowe nie lecą[4]. Ale emocje nie chcą się jeszcze pogodzić z tym, że na zawsze już pozostanę sam.

Skoro nie zasługuję na miłość, to może chociaż zasługuję na szafkę...

_____________________________________
[1] Po klikumiesięcznej przerwie.

[2] Po troszkę dłuższej niż kilkumiesięczna przerwie.

[3] Co gorsza, odzywa mi się stara, dobrze znajoma, co nie znaczy utęskniona, skłonność do odsuwania się od znajomych. Zaczynam się zwijać do skorupki i zamykać. Niedobrze.

[4] Ci, którzy mi się podobali nawet i spojrzeć na mnie nie chcieli, a ci którzy na mnie i lecieli, to się nadawali tylko do zestrzelenia. ;-)

14 komentarzy:

  1. o... i problem z książkami mamy wspólny. nie wiem skąd tyle się tego wzięło... i bynajmniej nie są to podręczniki...

    a co do kaszalotów, znajdzie się jakiś wielbiciel. na mnie kiedyś jeden poleciał :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, wielbiciel kaszalota ma nawet nazwę: łowca wielorybów. Nie jestem pewien czy czekanie na kapitana Ahaba ma jakiś optymistyczny sens. ;-)

      Usuń
  2. Nawet gdyby się zdarzyło, że ktoś na Kattę zerka przymilnym okiem, to on odwraca głowę i udaje heteryka. Nie ma już ochoty do żadnych zmian, bo one niczego dobrego nie przynoszą. W końcu wylądował na uczuciowej emeryturze!
    Katta także posiada dużo książek i nie ma ich gdzie układać... Wszystkie półki i kąty już zajęte!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, jakby kto na mnie zerkał "przymilnym" okiem to też bym chyba udawał heteryka. :-)

      Usuń
  3. powinniśmy założyć jakiś klub marudzących singli :P ale z drugiej strony, może to moje egoistyczne spojrzenie, ale miło wiedzieć, że nie jestem sam w takiej sytuacji, człowiek mniej samotnie się czuje wtedy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi towarzyszu Sansenojski! Marudzi to może uczeń. Nauczyciel wyraża uzasadnioną i przepojoną troską obawę co do niepokojącego stanu rzeczy. No.

      Usuń
  4. U mnie tylko jeszcze podłogi puste, bo półki mają przedni, tylny i górny rządek... :)

    Wiesz, jeśli w przyrodzie nic nie ginie i ma być spełniona zasada zachowania energii, to mam... wyrzuty sumienia.

    Różną aktywnością odwracałem ja moją uwagę praktycznie całe życie... O udawaniu heteryka nie wspomnę. Rozmawiasz więc z niekwestionowanym mistrzem odwracania własnej uwagi. Nie chcę teraz o tym nawet myśleć, tak bardzo rozczarowałem się sobą, że zastosowałem niewłaściwą kolejność (najpierw powinienem był szukać miłości, a dopiero znalazłszy i rozczarowawszy się, mogłem mieć prawo jak Ty stwierdzać, że będę próbował bez niej żyć, szukając zapchajdziury). No tylko, że niestety ja niedawno właśnie świadomie zaprzestałem zapychać mój czas pasjami/hobby i innymi zajęciami. Stwierdziłem, że nie chcę być sam. Człowiek jest stworzony do miłości, takie są moje spostrzeżenia i przekonania. A nadzieja umiera ostatnia, pomimo absurdalności mojej sytuacji.

    Jeśli chcesz uważać, że nie zasługujesz na miłość, to czuję się winny, że naruszyłem tę pieprzoną równowagę, że teraz jakiś Matematyk przy tablicy przestawia mnożenie na drugą stronę równania. Muszę się gruntownie zastanowić, czy jednak ja nie powinienem wrócić do ukrywania się w mojej norze. Wtedy dla zachowania równowagi Ty mógłbyś swoją opuścić, zostaniesz odnaleziony przez Miłość i wszyscy będą szczęśliwi, każdy w znanych sobie uczuciach... Nawet nie wiesz, jak wielkie byłoby to poświęcenie z mojej strony, ale jeśli tylko to miałoby pomóc...

    A jeśli zabrzmiało już dostatecznie poważnie i zarazem tragikomicznie [:)], to powiem krótko: chłopie, zasługujesz na miłość bez dwóch zdań :) Życzę Ci, żeby znalazła się taka Miłość, która sobie na Ciebie zasłuży i sprosta poprzeczce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O takich luksusach, jak wolne miejsce w tylnym rządku to ja zapomniałem gdzieś w czasach naszego wstępowania do NATO. :-)
      Niestety, Mateuszu, Twoje zapewnienia o mistrzostwie w odwracaniu swojej uwagi muszę potraktować nie inaczej, niż jako czystą uzurpację, dającą się usprawiedliwić jedynie nieznajomością mojej stukniętej osoby. :-P

      Być może gdzieś-tam na świecie żyje moja druga połówka, ale czas płynie nieubłaganie i trzeba w końcu spojrzeć prawdzie w oczy: gdyby pisane mi było jej spotkanie to już bym ją spotkał.
      Słusznie piszesz o poprzeczce, bo jak to zgrabnie a celnie ujął mój znajomy: "Bo ty bardzo dużo od siebie wymagasz i przenosisz to na innych". To prawda, z której nie zdawałem sobie sprawy.
      Rzeczywiście zawsze pragnąłem mieć rodzinę, w której czułbym się bezpiecznie, dla której miałbym po co żyć, bliską osobę, która by mnie darzyła szacunkiem i uczuciem, nawet jeśli nie byłaby to miłość, związek bez pozycjonowania się, bez agresji, bez dowartościowywania się kosztem partnera, bez przemocy psychicznej, bez wykorzystywania partnera. To prosty warunek graniczny, obniżanie tej poprzeczki nie ma dla mnie najmniejszego sensu. Lepiej być samym, niż wiązać się z kimś kto będzie ranił.
      Mam gorzkie poczucie, że w dzisiejszym świecie to wymagania nierealistycznie wysokie.

      Usuń
    2. Katta jednak uważa, że znalazłyby się osoby, które by chciały stworzyć stałe związki, lecz na przeszkodzie stoją właśnie te wymagania (często absurdalne) - bo ma zielone oczy, a ja wolę piwne, bo ma włosy ciut jasniejsze niż bym chciał, by miał, bo ma 0,5 kg nadwagi, bo nie lubi klasyki, bo lubi kolor zielony, bo nie lubi zimy, bo ma prosty nos, bo ma na imię X, a ja bym chciał Z.
      Katta nie sądzi, że takie wybiórcze traktowanie innych wynika z wymagań wobec siebie samego. To czyste widzimisię i szukanie ideału, który tak na serio nie istnieje i traktowanie innych jako towaru na półkach marketu.

      Usuń
    3. Zgadzam się, skupianie się na cechach fizycznych wymarzonego i eliminacja na wejściu z tego powodu to bzdura. Decydujący dla nawiązania głebszej relacji jest charakter. Też posługuję się metaforą supermarketu - uważam ją za bardzo trafnie opisującą zachowania wielu ludzi.

      Usuń
    4. Tak, liczy się bardziej opakowanie niż sama zawartość i dlatego właśnie kolor wstążki najczęściej decyduje o przyjęciu lub odrzuceniu. Ogromna szkoda, że rzadko kto dostrzega fakt niszczenia się tego opakowania, blaknięcia i strzępienia się wstążki. A i po co dbać i zabiegać o to wybrane pudełko, skoro można wybrać w to miejsce inny i dużo lepszy model na czas z góry określony. To taka ciągła wymiana towaru.
      Najciekawsze w tym wszystkim jest jednak to, że większość dostrzega ten problem, boi się być wymiennym towarem, a jednak się z tym nic nie robi. Dlaczego tak jest?

      Usuń
    5. Nowy, lepszy model.
      Nowy, więc lepszy.
      Nie nowy, więc stary, a stary to zły.

      Nic się z tym nie robi, bo taki jest otaczający nas świat. Każdy sądzi, że tak się robi, że wszyscy tak robią, a więc tak jest dobrze, że to jest słuszne postępowanie. Od przeszło 20 lat sączy się taki przekaz i dzisiejsi 30-latkowie już sie w nim faktycznie socjalizowali, młodsi mają zupełnie przechlapane.
      Zgodnie z nagradzaną ewolucyjnie zasadą konformizmu akceptujemy to, co uznajemy za przyjętą normę zachowania w danym środowisku, nawet jeśli w skrytości ducha nie podoba się nam ona.

      Usuń
  5. Że też musisz tak daleko mieszkać! Przydałby mi się taki znajomy majsterkowicz na miejscu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Ty, to ciągle tylko za podwykonawcą zglądasz. :-P

      Usuń