sobota, 19 maja 2012

Nowe perspektywy wkręcania

Znów piątek i zbliża się koniec kolejnego tygodnia. Jakie odkrywcze, prawda? Miło, że choć słońce zaświeciło, bo ostatnich kilka dni było paskudnych - ziąb, ponuro, paskudnie. Ostatniej nocy wyciągnąłem koc i dzięki niemu mogłem kołdrę naciągnąć na głowę. Bo ja zmarźluch jestem.

Sprawiłem sobie nowe narzędzie - wkrętarkę. Dotychczasowa akumulatorowa Stanleya zaczęła zdradzać wyraźne objawy dobijania do 67-ki, a używanie jednej wiertarki do wiercenia i wkręcania było niewygodne. Szperałem w sieci, żeby się zorientować w temacie i wybrać coś sensownie kompromisowego, między jakością i ceną. Lubię Boscha i już sie przymierzałem do zgrabnej akumulatorówki, która mi w ręce leżała jak ulał, ale po namyśle, postanowiłem dać sobie spokój z akumulatorami. To niepraktyczne rozwiązanie przy zastosowaniach incydentalnych (to znaczy: robota raz na jakiś dłuższy czas), bo akumulatory szlag trafi nim się obudowa zdąży zarysować. Poza tym ładowanie jest niewygodne. Jak trzeba coś zrobić, to zwykle okazuje się, że akurat akumulator nie naładowany. Prace wykonuję w domu, z zasilaniem nie ma problemu, więc wybrałem wkrętarkę sieciową. Sześć metrów kabla to akurat, żeby zapewnić swobodny dostęp do potrzebnych miejsc.

Rozważałem Makitę, która byłaby milsza z racji lepszej jakości, ale z uwagi na cenę stanęło na Skilu. Uznałem, że przy narzędziu pomocniczym, mogę zaryzykować i przyoszczędzić. Przy takim, które warunkuje wykończenie i jest niebezpieczne, jak np. strug to już na cenę mniej bym zważał i kupił coś lepszego.

Miałem kupić w necie, ale zaszedłszy przypadkiem do Lerłasa trafiłem na promocję. Cenowo wychodziło mniej więcej na to co na Allegro z porto, ale odpadał problem umawiania się i czekania na kuriera, bądź drałowania Bóg wie gdzie po odbiór paczki, gdy kurierowi nie chce się zadzwonić. Więc nabyłem sobie drogą kupna. Fajne ustrojstwo, po wykończeniu widać, że to sprzęt budżetowy, nadrabiający wzornictwem. Zobaczymy jak się będzie sprawował.

4 komentarze:

  1. Ja rzadko coś wiercę/przykręcam, ale faktycznie narzędzie przydatne, zwłaszcza przy odkręcaniu starych śrub. Dostałem kiedyś takie coś używane z akumulatorem od wujka, który kupił nową a pozbywał się starej, z zastrzeżeniem "ładuj co pół roku". Po roku akumulator nie trzyma dłużej niż kilka dni, a wkrętowiertarka kurzy się w piwnicy. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż właśnie. Przy bardzo częstym używaniu, zwłaszcza w ruchu (działka) i systematycznym ładowaniu to aku się przydaje. Ale przy sporadycznym to wygodniejsza jest sieciówka. I tańsza, bo żywotność aku jest mniejsza niż kabelka. ;-)

      Usuń
  2. piszesz z taką fascynacją, jakbyś wibrator kupił, a nie inny sprzęt ;p żartuję... niech Ci dobrze służy... moja stara jeszcze na chodzie, więc o zakupie nie myślę. ale rzeczywiście często się przydaje...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wibrator! Głodnemu to... Ja po prostu się angażuję w zadania, nie na pół gwizdka.:-P

    A poza tym, to trzeba się cieszyć choćby z kupna wkrętarki, skoro nie ma większych powodów do radości.

    OdpowiedzUsuń