czwartek, 10 maja 2012

Cudze burze na maturze

Z notatnika przewodniczącego pewnego zespołu nadzorującego.
część 3.


Trzeci raz na maturze. Dziś angielski podstawowy. Tym razem mam trochę lżej, bo jestem zwykłym członkiem, a nie przewodniczącym zespołu. Choć po prawdzie  różnica jest niezbyt wielka, bo pomagam koleżance Pączusi, więc raczej ulga sprowadza się głównie do tego, kto wypełnia protokół. 

Biedna Kelda cała w nerwach, bo pierwszy raz jest przewodniczącą zespołu nadzorującego na pisemnych, a drugi raz w ogóle na pisemnych siedzi, nie ma więc żadnego doświadczenia. Napisałem jej ściągawkę co, jak i kiedy ma robić, co skwitowała stwierdzeniem, że rośnie mi aureola i skrzydełka. Miłe, ale nie zaskakujące, bo zapewnia mnie o nich już od tak dawna, że jasne jest iż teraz to Ona już tylko je poleruje i nabłyszcza, żeby glanz miały.

Egzamin na szczęście krótki - tylko 120 minut. Żadnych na razie przygód, odtwarzacz sprawny, płyta odpaliła i kręci się bez zarzutu, a to na językach zawsze  jest najwrażliwszy element. 

Zdają matinformy. Uczyłem ich przez rok w pierwszej klasie i żałowałem, ze musieliśmy się rozstać, bo ich polubiłem - fajne dzieciaki z nich były. Kiedy 2 lata temu, w dniu zakończenia roku poszedłem do ich klasy powiadomić że nie będę ich uczył i pożegnać się, wychodziłem z sali przechodząc między dwoma rzędami ławek, przez całą jej długość. Odprowadzili mnie do drzwi oklaskami. W żadnej innej klasie nigdy coś podobnego mnie nie spotkało. Wzruszające to było. Niech im się ułoży w życiu jak najlepiej.

Jeśli chodzi o członka zespołu z importu, to trafiliśmy dobrze, bo koleżanka okazała się spokojna i ogarnięta.

Regułą to wcale być nie musi, o czym świadczą choćby wczorajsze jazdy z importowanym kolegą Generałem. Najpierw nie chciał wpuścić absolwenta z ubiegłych lat poprawiającego wynik, gdyż nie miał świadectwa ukończenia szkoły. Nie musiał mieć, bo to nasz absolwent, z dowodem i na liście OKE i ksero jego świadectwa było u nas w sekretariacie, ale kolega Generał wiedział swoje i bardzo był do tej wiedzy przywiązany. To raczej niespotykane, bo przyjął się zwyczaj, że w gościach nie szarogęsimy się, tylko dostosowujemy się do miejscowych obyczajów szkoły [1], z którą przecież współpracujemy od lat, wymieniając się nauczycielami na maturze. 
Potem urządził scenę, gdy odkrył, że nie zapewniono mu wyściełanego krzesła, a tylko zwykłe twarde. To, że u nas większość ludzi w zespołach nadzorujących siedzi na zwykłych krzesłach uczniowskich, nie miało dla niego żadnego znaczenia. ON chciał MIĘKKIE. Gdyby przyjął inną formę, z pewnością by mu się takie zorganizowało, ale on z miejsca jechał obcesem. A że trafił na koleżankę Wojującą Feministkę, to daleko nie ujechał. Kiedy zażądał od jednego ze zdających [2], żeby ten mu przyniósł odpowiednie krzeslo, chłopak go olał, co podniosło frustrację kolegi Generała na jeszcze wyższy poziom. Wtedy koleżanka Wojująca Feministka osadziła go krótkim warknięciem, że zdający nie są od tego, żeby mu krzesła nosić. Zamilkł i przez resztę egzaminu przetrawiał w milczeniu swą krzywdę i niewyściełane upokorzenie.

Chyba w każdej szkole jest takie cudo malinowe. Bardziej też rzuca się w oczy i zapada w pamięć niż kilkudziesięciu innych zachowujących się normalnie. Cóż, egzotyka zawsze zwraca na siebie uwagę.

 A nadzorowanie przebiegło gładko i spokojnie. Oby jak najczęściej tak.
___________________________________________
[1] Oczywiście w rozsądnych granicach.

[2] Dowiedziałem się, że jest jeszcze dodatkowy smaczek - to był ten sam chłopak, którego kolega Generał wpuścić nie chciał!

6 komentarzy:

  1. ja to czytając o Twoich przygodach to zastanawiam się czy świat się tak bardzo zmienił , czy ja jestem jakiś inny, nie dzisiejszy. Historyjka z Generałem i Wojującą Feministką, wręcz przypominał spór dwóch generałów marynarka kontra piechota. Znowu się uśmiałem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoła bardzo się zmieniła, już tylko na przestrzeni moich lat pracy patrząc. A już ogólniak do którego chodziłem, a ten w którym pracuję - to dwie różne epoki.

      Usuń
  2. ja tam lubię w swojej szkole siedzieć, nie lubię jak mnie wysyłają do jakiejś innej placówki, w swojej szkole przynajmniej siedzę z dzieciakami, które uczyłem, więc zawsze miło popatrzeć na nich jak pracują w skupieniu :P (ma się wtedy wrażenie, że dorośli - mylne to wrażenie,ale zawsze jakoś miło tak człowiekowi się robi :D)
    a co do angielskiego - minął szybko na szczęście... próbowałem się wsłuchać w tekst z płyty, ale jakoś, jak dla mnie, był w tym roku niezbyt wyraźnie przeczytany... choć może tylko mi się tak wydaje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzadko mnie eksportują do innej szkoły - jestem zbyt cenny żeby się mnie pozbywać. ;-)) Nieswojo czułem się tylko raz - kiedy zostałem szpiegiem maturalnym, czyli obserwatorem OKE.

      Usuń
  3. Jakby mi jakiś nauczyciel z komisji kazał przynieść miękkie krzesło to też bym go olał, a szczególnie wtedy kiedy byłby to nauczyciel z innej szkoły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, kompleks Boga trafia nie tylko chirurgów, nauczycieli także. :-)

      Usuń