niedziela, 17 czerwca 2012

Szarża - mit i rzeczywistość

Niezwykły filmik z 1970 roku przedstawiający szarżę francuskiej konnej gwardii republikańskiej. Warty obejrzenia, bo pokazuje jak naprawdę wyglądała szarża kawaleryjska.


Nasze wyobrażenia w tym zakresie są ukształtowane przez filmy fabularne. A to jak się w nich szarże pokazuje, to na ogół bzdura i dziadowska pseudoimitacja erzacu podróbki. Przede wszystkim nie pokazuje się szyków w których odbywała się szarża. 
Widz wyobraża sobie szarżę kawaleryjską [1] jako rozpędzony bezładny tabun, z przewodnikiem stada, pardon - dowódcą na czele. Rozpoczęcie szarży wygląda tak, że najpierw rusza dowódca do którego sukcesywnie dołączają kolejni jeźdźcy, starając się w miarę możliwości zbliżyć do śladów szefa. W efekcie jako tako równy front stojących jeźdźców zamienia się w wąski a wydłużony rój. W skrajnych przypadkach możemy zobaczyć atak np. husarii kolumną jak w "Ogniem i mieczem" Hoffmana. No, ale jeśli tam są skrzydła husarskie, to właściwie może być już wszystko, łącznie z KTO Rosomak i rycerstwem spod Grunwaldu.



Tymczasem najważniejsze w szarży kawaleryjskiej są impet i zwarty szyk, aby cała szarżująca jednostka weszła w przeciwnika jak jednolita masa obalająca i tratująca. Dlatego szarżująca jednostka jazdy większość dystansu pokonywała stępa i kłusem[2], bo im szybszy bieg koni tym trudniej utrzymać je w jednej linii - konie (tak jak ludzie) nie biegną z identyczną prędkością, lecz każdy wedle swych możliwości. A więc zbyt wczesne przyśpieszenie do galopu powodowało złamanie szyku i wyczerpanie koni, a przecież w bitwie nieraz zachodziła konieczność kolejnych szarż[3]. Zaś zbyt późne przyśpieszenie mogło spowodować, że przeciwnik miał zbyt wiele czasu na przeciwdzialanie (np. 2 salwy zamiast 1), a konie nie zdążyły nabrać odpowiedniego impetu. Dlatego dobrze wyszkolona szarżująca jednostka starała się podjechać kłusem do przeciwnika na niewielką odległość i przejść w galop i cwał na ostatnich 100-150 metrach.

Skuteczna (z uwagi na celność) donośność skałkowych karabinów gładkolufowych z XVIII i pierwszej ćwierci XIX w. wynosiła około 100 metrów. Koń wojskowy w nierównym terenie pokonywał 100 metrów orientacyjnie:
  • kłusem - w 25 sekund,
  • galopem - w 15 sekund
  • cwałem - w 8 sekund
Na oddanie drugiej salwy potrzeba było przy nieźle wyszkolonym żołnierzu jakieś 15-20 sekund. Oznaczało to, że przy kłusie szarżowana piechota może zdążyć oddać drugą salwę, szczególnie morderczą bo z minimalnej odległości, gdzie trudno chybić. Tylko cwał i galop dawały szansę przebycia strefy ognia piechoty narażając się na tylko jedną salwę. Z tego też względu piechota strzelała raz, starając się podpuścić jazdę na tyle blisko, żeby salwa była w miarę celna, ale na tyle daleko, żeby jazda wstrząśnięta ogniem miała czas i miejsce zawrócić. Zwykle było to jakieś 30-50 metrów. To oczywiście bardzo uogólnione rozważania.

A wracając jeszcze do drugiego filmiku z "Ogniem i mieczem" należy zauważyć, że w rzeczywistości szyk husarii był płytki i rozciągniety wszerz. Husaria dążyła do spłycenia swojego szyku przechodząc od trzech szeregów do dwóch [4]. Szarżująca chorągiew husarska bądź szwadron z epoki napoleońskiej czy naszej kongresowej/listopadowej liczył zaledwie dwa szeregi. Szarże kolumną były stosowane absolutnie wyjątkowo, kiedy teren nie pozwalał na szyki podstawowe (np. Somosierra bądź Dębe Wielkie). A pod Zbarażem miejsca było dosyć i żadnych nonsensów w postaci szarżującej marszową rozmemłaną kolumną ciężkiej jazdy nie było.
________________________________
[1] Bo szarża może być i piesza, o czym w Polsce mało kto wie.

[2] Chody konia od najwolniejszego do najszybszego to: stęp, kłus, galop i cwał.

[3] Na przykład w 1610 r. pod Kłuszynem niektóre chorągwie husarskie szarżowały po 8-9 razy w ciągu jednego dnia.

[4] Kiedy na zachodzie Europy w XVI wieku dominował szyk głęboki, w taktyce karakolu obejmujący do kilkunastu szeregów.

4 komentarze:

  1. widzę, że ostatnio u Ciebie histerycznie... :P ach to zboczenie zawodowe...

    a tak poważnie... ludzi z pasją coraz mniej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Histerii nie ma - dół ma dno gładkie.

      A historia była pierwsza i od zawsze, zawód przyszedł dużo, dużo później, a zboczenie na samym końcu.

      Usuń
  2. kolego pretensje do Hoffmana, naród może nie wybaczyć. Jeszcze zajrzy tu jakiś jakiś pisowczyk i zacznie krzyczeć, że tu pachnie zdradą narodową, a fakty się nie zgadzają tym gorzej dla faktów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, Hoffman. Sęk w tym, że on zrobił znakomitą ekranizację powieści. Sienkiewicz machnął komiks i Hoffman ten szlif utrzymał. Polska w powieści nie jest Polską XVII-wieczną tylko jej XIX-wiecznym wyobrażeniem ówczesnych Polaków. Dobrą ilustracją jest język dialogów, który dla większości Polaków jest tym co się kojarzy ze staropolszczyzną, a przecież to stylizacja z końca XIX stulecia. Na tym polega geniusz Sienkiewicza - stworzył fikcję tak sugestywną, że wyparła w świadomości zbiorowej, a po części niestety i fachowej, obraz prawdziwy.

      A na krzyki ułomnych na rozumie to ja nic nie poradzę. Przywodzą mi na myśl fraszkę KIG:
      "Patrz Kościuszko na nas z nieba!
      Raz Polak skandował.
      Spojrzał z góry nań Kościuszko
      I się zwymiotował."

      Usuń