piątek, 29 czerwca 2012

Rekrutacyjna góra lodowa

No i koniec  roku  zajęć szkolnych (bo rok formalnie trwa do końca sierpnia). Gala na boisku poszła szybko i sprawnie. Wręczanie nagród dla uczniów było okazją do obserwacji, jak z ludzi wyłazi ich natura przy tak, wydawałoby się, drobnej czynności jak pisanie i wygłaszanie dedykacji. Jedni wychowawcy poszli tropem rzeczowego konkretu: "Nagroda dla Stasia Kowalskiego za bardzo dobre wyniki w nauce", ale niektórzy chyba pragnęli podnieść rangę chwili i wydarzenia mocą swej elokwencji. Tego nie dało się słuchać. Oni za to, jak się zdaje, uwielbiają się słuchać.

Bambini generalnie ubrane znośnie, a jak odnieść do aktualnych standardów okolicznych gimnazjów - to wręcz wytwornie. Jeden dżentelmen, który wkroczył w cokolwiek wytartych bermudach i czerwonej bejsbolówce padł ofiarą mojego oddzialywania pedagogicznego ("Słoneczko, to jest może strój galowy, ale na święto plaży, a nie koniec roku!".

Wygłosiłem krótką (jak sądzę) mówkę: pogratulowałem im wyników, że się cieszę, że jestem ich wychowawcą, że zupełnie nie kłóci się to  z tym, że od czasu do czasu wobec ich zachowania mam ochotę wrzucić im do sali parę granatów, zamknąć drzwi i podskakiwać z radości, żeby wypoczęli i uważali na siebie i takie tam różne. Rozdałem świadectwa, oni mi złożyli podziękowania, od kwiatka się niestety nie wymigałem, prawie wszyscy wyszli, a ja dopiero wtedy...

Noszkurważeszmać!

...przypomniałem sobie o cukierkach dla nich. :-((( A miałem je już wsypane do salaterki, tylko sięgnąć ręką do biurka. Popsuło mi to humor bardzo. Tak chciałem zrobić im małą przyjemność na pożegnanie, a i to spieprzyłem. Alzheimer, psiakrew. Rozdałem tym co jeszcze zostali, ale i tak większość zabrałem z powrotem (część podrzuciłem komisji rekrutacyjnej).

Z podziękowaniami przyszło parę osób z paru (nie wszystkich) klas. I koniec. Szkoła opustoszała.

Długim pustym korytarzem poszedłem do sali rekrutacyjnej. Źle się czułem tam siedząc, jak nigdy wcześniej. Ludzie, z którymi pracuję od lat, ale obcy mi i obojętni, z którymi nie mam żadnego bliższego kontaktu, z którymi nie mam właściwie o czym rozmawiać, dalecy mi mentalnie.
Do tego minimalny ruch kandydatów. Błąd popełniony przez pewną osobę właściwie załatwił nas w tegorocznym naborze - w kluczowym momencie kiedy gimbusy wybierały szkołę do której miały złożyć papiery, myśmy byli pozbawieni naszego najważniejszego atutu, który mógł przyciągnąć do nas znośny materiał ludzki. Tymczasem w tym właśnie okresie nasza oferta odstraszała zamiast przyciągać, więc teraz mamy (jako szkoła tzw. pierwszego wyboru, czyli preferowana) w efekcie chętnych na mniej niż połowę miejsc. Dziś potwierdziło te deklaracje mniej niż połowa z nich, a koniec tego etapu rekrutacji ma miejsce w poniedziałek o 14.00. Wyniki tych, którzy jak dotąd potwierdzili wstępne deklaracje... khehm... nie zachwycają, oględnie rzecz ujmując. Jeśli to się utrzyma, nabór będzie katastrofalny, a praca dydaktyczna i wychowawcza z nimi będzie mordęgą. Szkoła zaś znowu zjedzie po równi pochyłej po której się porusza od lat.

Przesiedzenie w tych warunkach kilku godzin podziałało na mnie przygnębiająco.

9 komentarzy:

  1. Przyznaj się lepiej, że przygnębia cię głównie perspektywa wakacyjnego urlopu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uczestniczysz w czymś co ma nikłe szanse sukcesu, robiąc rzeczy poniżej swoich zdolności, w towarzystwie obcych Ci mentalnością ludzi, widząc rysującą się nieciekawą przyszłość, do tego będąc perfekcjonistą. To nie wystarczy żeby nastrój zwisł?

      Jest mi smutno z powodu życia, które ułożyło mi się tak a nie inaczej. Jest mi smutno, że moja konstrukcja intelektualno-psychiczna nie jest lekka, łatwa i wygodna. Przy tym wszystkim frustracja urlopem jest w gruncie rzeczy tylko wierzchołkiem góry lodowej - bo nie mam wówczas pracy, która pozwala odwrócić uwagę od tych wszystkich smutków. Da liegt der Hund begraben, Herr Doktor Hebius.

      Usuń
  2. ech... też widzę siedzisz w komisji rekrutacyjnej... nic bardziej bezsensownego. przyjmowanie dokumentów i sprawdzanie, czy pokemony wpisały dobrze oceny i punkty do systemu. u nas jest nabór elektroniczny i musimy kontrolować ich błędy... ale moja odwrześniowa klasa zapowiada się dobrze. oby tak dalej...

    miłego siedzenia w wakacyjnym czasie! pozdrawiam kolegę po fachu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, my też niestety mamy nabór elektroniczny. Najlepiej klasy składało się "ręcznie". Siedzenie miłe nie będzie, ale ja także Szanownemu Koledze kłaniam się, kłaniam! :-)

      Usuń
  3. U mnie w liceum chętni uczniowie mogli pomagać przy rekrutacji (oczywiście pod okien nauczyciela). Przyjmowanie dokumentów, udzielenie jakieś informacji. Liczenie punktów rekrutacyjnych było zarezerwowane dla informatyków. Sam siedziałem jednego roku bo nie miałem co robić. Fajna okazja żeby się z nauczycielami bliżej poznać :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jaki Ty Erjotku stary musisz być! ;-)) U nas od fafnastu lat uczniów do rekrutacji się nie dopuszcza. Ino belframi się orze.

      Usuń
    2. Młodo wyglądam :P
      i wiem, że moim LO ten proceder jest nadal praktykowany :P

      Usuń
  4. a ja dzisiaj siedząc w tramwaju, widziałem pięknego młodzieńca w ciemnogranatowym garniturze z pięknym słonecznikiem, mam nadzieje, że rozpromienił któregoś z Panów Psorów.
    jak ja uwielbiam upał i wieczór lub noc po takich dniach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Słonecznik dla mnie był na tle koszuli, nie - garniaka. :-)

    OdpowiedzUsuń