poniedziałek, 18 czerwca 2012

Koncert życzeń

Ostatnia prosta wystawiania ocen. Meta - w piątek. Uwielbiam te rozkoszne przebudzenia bambini, odkrywających dziś, że chyba jednak chciałyby trójkę, choć przewidywaną 2/3 (między 2 a 3) miały zakomunikowaną przeszło trzy tygodnie temu. Nieważne że z klasówki od tamtego czasu dostały pałę, albo marnego dopa - one CHCĄ trójkę! 

Nie są jedyni. To że z ocen wychodzi dwa z małą górką to nieważne, ona chce trójkę. 

- Panie profesorze ja chciałam spytać co musiałabym zrobić, żeby mieć trójkę?
- Wziąć się do pracy dwa miesiące temu.

Urocza jest też wola pracy i mobilizacja w końcówce. Panna krzyżówkowo-komórkowa (innych zajęć na lekcji nie zaobserwowano):

- Panie profesorze, ja pana bardzo lubię i pana przedmiot też. I ja chciałam powiedzieć, że dzisiaj ja będę uważała i słuchała.
- Acha... ale tylko dzisiaj?
- No tak.

Inna panna ma 7 dopów przeplatanych jedynkami i ze dwie trójczyny i jest ciężko nieszczęśliwa, że jej z tego nie chcę wystawić trójki.

Panna ma dwa dopy i cały płotek jedynek; od wystawienia zagrożenia nawet się nie zająknęła na temat jakiejś poprawy, aż przyhaltowana przeze mnie poinformowała że przyjdzie coś napisać. Jedna pozytwna niewiele zmieni, ale nie chcę jeszcze przytrzaskiwać wieka - a nuż widelec może się ogarnie i wybrnie? Zobaczymy. No i zobaczyłem. Panna napisała, oddała, po czym rezolutnie:

- To ja może panu jeszcze zeszyt do sprawdzenia na ocenę dam?

Grzecznie odmówiłem, bo nie miałem siły tłumaczyć po raz enty, że przy takiej ilości jedynek ze sprawdzianów i kartkówek to ja potrzebuję pozytywnych ocen większej wagi niż za zeszyt (w liceum!)[1]. A napisana praca w 90% nie na temat.

Co ciekawe, jakoś podobnych jazd nie mam z amatorami czwórek. Tak jakby uważali, że trójka to się należy z marszu, a dopiero na czwórkę trzeba było czymś się wykazać. Choć w gruncie rzeczy chyba nie powinienem mieć im tego tak bardzo za złe, bo przecież jakoś to koresponduje z jedną z moich prywatnych wytycznych:
Tak ustawiać wymagania, żeby nawet słabizna, ale autentycznie starająca się i pracująca, tę trójkę osiągnęła[2]. Za to na czwórkę i więcej, to już trzeba się wykazać pewną samodzielnością, umiejętnościami i wiedzą. A dop? Cóż... przypomnijmy z czego się narodził - z podzielenia dawnego niedostatecznego na dwie oceny: jedynkę i dwójkę. Nie do końca wiem po co. Nie wydaje mi się, aby w praktyce tak wielka skala ocen się sprawdzała. Dla statystyków to wspaniała sprawa, ale w praktyce? Już jej zalety tak bardzo oczywiste mi się nie wydają. Szóstka (celujący) jest OK, ale na dole skali bym ciachnął.

Mimo dzielnego i konsekwentnego oporu młodzieży do końca broniącej się przed próbami uzyskania pozytywnych ocen, postawię chyba tylko jedną jedynkę. Reszta wyjdzie z ocenami pozytywnymi. Pozytyw, prawda?

________________________________________
[1] Zresztą nie wiem skąd ona wytrzasnęła ten zeszyt, bo na lekcji nie notowała tylko rysowała, albo jawnie słuchała muzy.

[2] W odróżnieniu od pamiętnej sprzed lat koleżanki Gilotyny, która tłumaczyła swoim co mniej rozgarniętym kolegom i koleżankom: "No przecież do trójki nie każdy doskoczy!"

4 komentarze:

  1. A ile postawisz piątek i szóstek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szóstek?:-o Słońce Północy Ty moje, ja klaszczę płetwami z uciechy jak foka na widok śledzia kiedy mogę szóstkę jako ocenę cząstkową postawić, co się zdarza raz na parę lat. A teraz na koniec to ja pewnie jedną-dwie piątki postawię i czwórek elitarną garsteczkę, daj Boże jak dwucyfrową. :-(((

      Usuń
  2. W podstawówce to jeszcze na 2 mówiono: mierny.
    A mi w liceum zeszyt z historii sprawdzano :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaak, u nas niektórym koleżankom co jakis czas nadal ten "mierny" się wypsnie, choc od lat jest "dopuszczający".
      Zeszyty zdarza mi się sprawdzać, ale ocena za nie to raczej wisienka wzbogacająca smak i wygląd deseru niż deser właściwy. ;-)

      Usuń