czwartek, 29 marca 2012

Batem!

Ciężkawy dzień dziś był.
Chociaż właściwie jeszcze się nie skończył, ale mam nadzieję, że już żadnych atrakcji na dziś dla mnie nie przygotowano.;-)

Wczoraj po lekcjach siedziałem z paroma "Osobami Którym Zależy" i opracowaliśmy (dla całej szkółki) druk KIPU [1]. Potem siadłem z Dziewczyną Od Wszystkiego i wypełniłem po kolei KIPU dla wszystkich moich bambini. Wyszło na to, że mam ponad 1/3 klasy z różnymi STU [2]. Niewielkim pocieszeniem jest, że koleżanka Szepcząca ma ponad pół klasy i to cięższych przypadków niż moi.

Podczas lekcji i na przerwach wyglądałem raczej niezbyt rześko i kwitnąco, bo uczniowie z wyraźną ostrożnością się do mnie odnosili. W sumie słusznie, bo czułem się jak wyglądałem.

Nastroju zupełnie mi nie poprawiła rozmowa z naszą psycholożką. Usłyszałem mniej więcej to co gdzieś tam do mnie jak przez mgłę docierało ostatnio - że paru ananasów z mojej klasy za bardzo się rozbrykało. Branie towarzystwa na krótką smycz zupełnie mnie nie bawi i jest czymś w czym czuję się bardzo niepewnie. Niestety, nie mam w sobie za grosz skłonności zamordystycznych. Ach, gdybymż miał choć troszeczkę z Keldy! Tak ociupinkę chociaż - byłbym jak sierżant-szef w obozie kwalifikacyjnym Marines. Marzenia, niestety...

Tak więc na zebranie zespołów PPP [3] szedłem w nastroju kiepskim. Zespoły mi go ani trochę nie poprawiły. Bo z jednej strony miałem niejaką ulgę i może nawet satysfakcję, że robiąc to pierwszy raz poradziłem sobie zupelnie dobrze i nie wiem co mógłbym zrobić jakoś wyraźnie lepiej.

Z drugiej jednak obejrzałem sobie nasze rozkoszne grono znowu w akcji... Owszem, te wszystkie kipu-pierdypu to biurokratyczne wymysły. Ale niestety takie prawo nas obowiązuje i musimy to robić. To część naszej pracy i to bardzo ważna. Tymczasem na obowiązkowych zebraniach pojawiła się mniej więcej połowa grona! Ja i tak mogę mówić o szczęściu, bo z zespołu uczącego w mojej klasie to przynajmniej większość była, choć zabrakło paru nauczycieli ważnych przedmiotów.

Koleżanka Szepcząca zaś mogła mówić o wk...niu, bo z jej zespołu raczyła się pofatygować może 1/4 składu; reszta to olała.

Do tego, kiedy zaszła potrzeba obecności i autorytatywnej decyzji wice, okazało się że już poszedł do domu. Żeby było weselej - z listą obecności, która krążyła jakimś dziwnym obiegiem, gdyż nie widzieli jej i oczywiście nie podpisali ci, którzy prowadzili wszystkie zespoły i siedzieli na nich do samiuśkiego końca.

Żenujące to wszystko.

Kiedy wracałem do domu byłem więc w fatalnej kondycji. Myśl, że będę musiał ogarniać i pacyfikować te moje diablęta weneckie, nastrajała mnie wybitnie pesymistycznie. Jak zwykle w takich przypadkach włączyło mi się myślenie, że to moja wina, w tym przypadku - nie stawiałem im wyraźnie granic, co zresztą niedawno aluzyjnie dała mi do zrozumienia Kelda. Wiem że to moja słaba strona. Nikłą pociechą było zapewnienie szkolnej psycholożki, że jestem bardzo dobrym wychowawcą. Gdybym był nim naprawdę, to bym nie dopuszczał do takiego rozbrykania.[4] Więc jestem co najwyżej - lepszym od wielu innych (jak to szło? aha,  w królestwie ślepców jednooki królem).

Kiedy wróciłem do domu, zjadłem coś, troszkę ochłonąłem i zwolniłem. Wielki problem pt. Ogarnięcie bachorów, przestał się jawić jako przytłaczająca, niedostępna góra i zaczął nabierać realniejszych wymiarów. Nie będzie to łatwe, ale jutro przystępuję do działania. Nie będę strzelał od razu z armaty, tylko zacznę od poważnej rozmowy, a potem szybko zacznę eskalować środki oddziaływania, jeśli pacjent okaże się lekooporny. Łatwo nie będzie i nie wiem czy w ogóle zakończy się powodzeniem, ale już jestem gotowy zmierzyć się z problemem.[5] Na pierwszy ogień - Sferyczny. En avant!

____________________________________
[1] KIPU - karta indywidualnych potrzeb ucznia.

[2] STU - specyficzne problemy uczenia się.

[3] PPP - pomoc pedagogiczno-psychologiczna.

[4] Ale też mam świadomość, że ogromną rolę odegrało moje zmęczenie w ostatnich tygodniach. Kiepski nastrój emocjonalny też potężnie się do tego przyczynił.

[5] Cały ja - przed podjęciem decyzji martwię się, że sobie nie poradzę, ale kiedy już decyzję podejmę to sunę naprzód bez wahań i jęczenia, że "trzeba było inaczej!", a potem nie rozpamiętuję i nie roztrząsam. Na szczęście zupełnie nie poszedłem tutaj w Dziadka Gargamela (którego motto życiowe mogłoby brzmieć: "A cholera, żebym to ja wiedział...!").

2 komentarze:

  1. Przedstawiasz pracę nauczyciela/wychowawcy w wybitnie zniechęcającym świetle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Narzekanie to konstytutywna część etosu nauczyciela. ;-)

      Ale serio - tak po prostu wygląda dzisiaj ta robota "od kuchni". Perspektywa ucznia / rodzica tworzy bardzo odbiegający od rzeczywistości obraz nauczyciela i jego pracy. A niestety (albo: stety) przytłaczająca wiekszość społeczeństwa zna nas tylko z tej perspektywy.

      (Wybacz Hebiusie czasowe zniknięcie Twojego komentarza, ale nie wiem czemu do spamu trafił i właśnie go tam znalazłem).

      Usuń