niedziela, 25 marca 2012

Szkielet wielkanocnego zajączka z szafy

Dwa zdarzenia popsuły mi humor (nie to, żeby przedtem był jakiś specjalnie dobry, raczej szedł standardem ostatnich miesięcy). Zajrzałem do Gargamelów[1], bo mama się rozchorowała i chciałem zobaczyć czy jej trochę lepiej po pierwszych antybiotykach. Trafiłem na Siostrunię, która przyszła w tym samym celu (plus obiad). Podjęła temat Świąt dyrygując przygotowaniami - chodzi o to, żeby mamę odciążyć od krzątania się po kuchni, ale na mój gust odniesie połowiczny sukces, bo mama tłuczenie garnkami traktuje jako podstawową funkcję swej roli rodzinnej i próbę odsunięcia od kuchni traktuje jako zamach na imponderabilia, któremu musi się przeciwstawić z całą przebiegłością i zdecydowaniem. Więc podejrzewam, że i tak będzie próbowała coś upiec cichaczem na własną rękę, niezależnie od naszych ustaleń. Machnąłem już na to ręką, upiekę co mam upiec i siup. W sumie udział w zapełnianiu stołu nie stanowi dla mnie problemu.

Gorzej, że Siostrunia się rozpędza i oznajmiła, że trzeba wyręczyć ojca od mycia okien i że mam się włączyć, bo jej syn i jego panna będą myli. I tu mi się włączyło faktycznie, ale opór. Nie znoszę jak mi się coś narzuca, zwłaszcza z podtekstem "Jesteś to winny!". Poza tym bardzo różnimy się w podejściu do pracy: ja preferuje pracę solo, którą sam sobie organizuję i nie lubię korzystać z pomocy, zaś Siostrunia uwielbia zaangażować wszystkie formy życia w okolicy do pracy/pomagania, co jest dla mnie wybitnie frustrujące i irytujące.[2] W dodatku Siostrunia robi to w taki sposób, że  odmawiający ma poczucie iż dokonał właśnie czynu niegodziwego a co najmniej moralnie wątpliwego.

Do tego mycia okien bardzo nie lubię z racji mojego silnego lęku wysokości (niby wie że mam, ale wyraźnie do niej nie dociera).

A nie wiem, czy nie najsilniejszym czynnikiem jest to, że mi się natychmiast wyświetlił powrót do rodzinnego domu. Sprzątanie było moim obowiązkiem i zrobienie tego znowu tam wywołuje najbardziej nieprzyjemne wspomnienia. Siostrunia, jako dużo starsza ode mnie, wychowywała się w innych warunkach (sama kiedyś powiedziała, że miałem pecha urodzić się tak późno, kiedy Gargamelowie bardzo się już zmienili) i pewnych niuansów zupełnie nie czuje. Choć nie mieszkam tam od wielu już lat (Bogu niech będą dzięki!) i wiele rzeczy mam już psychicznie przepracowanych,[3] to hasło: "Łap się za sprzątanie!" natychmiast wywołało uśpione od lat wspomnienia. 
Mogę zrobić zakupy, upiec, pozmywać... Ale nie chcę sprzątać, a zwłaszcza myć okien. :-(

Aaa... jeszcze drugie zdarzenie. Sms: "Hej, co u Ciebie słychać?" Po paru miesiącach głuchej ciszy takie zainteresowanie, cóż za nagły fawor i splendor dla mnie! A ja wciąż pamiętam te przykrości i odepchnięcia. Akurat zablokowana "na wychodzące" komórka ułatwiła kwestię odpowiedzi. :-(

Ale przykro i tak.

_____________________________________________
[1] Od rodzinnego pseudonimu Pana Domu (mojego, nie chwaląc się, złośliwego autorstwa). Mam ten talent po tatusiu. Wybitny językolog, Dziadek Gargamel, wzniósł się kiedyś na wyżyny swojej kreatywności porządkując świat nazewnictwa członków rodziny. Otóż poinstruował swego wnuczka: "To jest, Jasiu,  twoja babcia, czyli Babcia Marysia. A to... - pokazał na swoją matkę, a prababkę rzeczonego Jasia - to jest... eee... to jest... Babcia Staruszka!". Biedna babcia już do końca swych dni pozostała "Staruszką".:-)

[2] Dobrą ilustracją jej działania jest niedawny przypadek jej urodzin. Wykonała serię marszów i kontrmarszów pt. "Gdzie urządzać???", a kluczowym problemem był stół. Otóż nie posiada odpowiedniego stołu dla gości, to znaczy posiada, ale nie chce jej się go wyjąć ze składziku. Mogła, za moją sugestią, pożyczyć stół od rodziców, ale nie była w stanie go przewieźć. Jest ich tam troje, każde z prawkiem, mają samochód w stałym użyciu, a nie mogą przewieźć na dystansie 2 km rozkręcanego na części stołu. Tymczasem ja sam przeniosłem kiedyś ten stół w częściach od Gargamelów do siebie i z powrotem, i to dwukrotnie (20 minut marszu). 

[3] Czy jak kto woli - mam  poupychane  w szafach swojej psychiki różne szkielety, które na co dzień z nich nie wyłażą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz