czwartek, 15 marca 2012

Jak stworzyć skrytożercę?

Wychowywanie młodych ludzi jest sztuką trudną  i mozolną już samo z siebie, więc rozsądek podpowiada, by sobie to zadanie ułatwiać, ale są pedagodzy, który nie chcą iść na łatwiznę, lecz wybierają drogę trudną, dodatkowo pracowicie kreując utrudnienia i płodząc komplikacje. Bo cóż to dla nich? Takie Czaki Norisy polskiej oświaty.

Wzburzony Trocki przychodzi szukać pomsty i sprawiedliwości. Ale najlepiej samej pomsty.

- Pani mi jedzenie wyrzuciła.
- Proszę???
- No tak. Mój obiad. W pudełku.
- Czy mógłbyś troszkę szerzej opisać to zdarzenie, bo na razie mam chyba niepełny obraz?
- Siedziałem na lekcji i kulturalnie jadłem sobie obiad, co mi mama przygotowała, z pudełka, a pani Borgin  podeszła i mi go wyrwała i wyrzuciła do śmieci. Ona nie mogła mi zabrać obiadu!
- Trocki, TO - NIE - BYŁO - KULTURALNE. Na lekcji się nie je - to jest wiadome.
- Ale ja kulturalnie jadłem...
- Jeśli jadłeś na lekcji, to nie było kulturalne i kropka.
- No dobrze, niech będzie. Ale jak ona mogła mi zabrać obiad?! I wyrzucić?!
- OK, zabrać mogła, wyrzucać nie powinna. Porozmawiam z panią.

Kilka dni później. Pani Borgin materializuje się na sąsiedniej klepce parkietowej. Zalewa mnie potok słów, czuję się jak brzeg traktowany falą przyboju Olejowego Morza. W końcu udaje mi się wychwycić maciupką przerwę, tak w nanosekundach liczoną, dopaść do głosu i przypomnieć sprawę Trockiego.

- Tak, zabrałam. I następnym razem też mu wyrzucę. Cztery razy mu mówiłam, a on nic. A w ogóle to ja będę chciała jego rodziców na zebraniu zobaczyć. Dzisiaj też - dwie kanapki zjadł mi na lekcji, nawet nie wiem kiedy.

No, to pogratulować, koleżanko, osiągniętego sukcesu wychowawczego. Uczeń dalej je, tylko teraz sobie  zrobił z tego rajcujący sport. I wycwanił się tak, że już za nim nie nadążasz. Brawo. A wystarczyło spokojnie z nim porozmawiać po lekcji.





9 komentarzy:

  1. Dziwne, że wam się udaje kogokolwiek czegokolwiek nauczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no właśnie udaje się, nawet niektórzy na ludzi wychodzą!
    ale szkoła przetrwania to jednak była, szczególnie dla tej większości, która nie miała tak fajnego wychowawcy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sapho, to było bardzo miłe. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. jedzenie na lekcji, ja nie wiem skąd się wziął taki zwyczaj... ciekawe czy uczniowie byliby zadowoleni jakbym mówiąc do nich też jadł kanapkę czy coś innego... :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest prawdopodobne, że byliby tym zachwyceni, licząc na to że zajęty jedzeniem przestaniesz gadać i przeszkadzać im w ciekawszych zajęciach niż słuchanie lekcji. :-)

      Usuń
  5. Ja również jadłem na lekcji. Kanapki najbardziej smakowały mi na matematyce. Zaczynałem z kumplem już gdy sprawdzano obcość. Zawsze uchodziło nam to na sucho, mieliśmy same piątki z matmy i profesorka miała do nas słabość, co najwyżej za drzwi wyrzuciła. Teraz chyba nie można za drzwi wyrzucać, nie?
    Pani Borgin, choć może i niewychowawcze to, przyklasnę. Bardzo zabawne. Trockiego też lubię, jak bunt to na całego. Trochę oczywiście puszczam oko, gdyż ja nauczycielem nie jestem i nie wiem co to trud wychowawczy. Historia jednak przezabawna.

    OdpowiedzUsuń
  6. BTW, jak byłem na wymianie w dalekich krajach, to tam nikt nie robił afery gdy ktoś jadł na zajęciach, czasami nawet i mi to przeszkadzało gdy ktoś mlaskał mi nad uchem, a prowadzący/prowadząca byli z tym ok. Co kraj zatem to obyczaj.

    OdpowiedzUsuń
  7. "Sprawdzano obcość" - w kontekście jedzenia na lekcji to takie trochę freudowskie przejęzyczenie. ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  8. :) haha, rzeczywiście świetnie wyszło.

    OdpowiedzUsuń