poniedziałek, 26 marca 2012

Ulepszanie oświaty dla dobra dzieci

Cudny mi się ten tydzień zapowiada, samych godzin w pracy już się kroi 32, a przecież po lekcjach też mam co robić i w godzinę czy pięć tego nie oblecę. Nominalnie mam etat, czyli te słynne 18+1 godzin "przy tablicy", ale w rzeczywistości bywa jak wyżej podano. W piątek będę wyglądał jak zombie. Obawiam się, że kojarzenie będę miał też takie samo jak ono.

Dla osiągnięcia powyższego efektu wystarczy kombinacja zastępstw, oraz zebrań w związku z nową durnotą spłodzoną przez nasze władze oświatowe. Biurokratyczna mentalność postanowiła ulepszyć pomoc psychologiczno-pedagogiczną wymyślając nowy system udzielania tejże. Choć po prawdzie nazywanie tego czegoś systemem jest obrazą dla pojęcia systemu [1].

Z grubsza rzecz biorąc będzie się robiło to samo co dotąd, tylko z produkowaniem stert dokumentacji i mnożeniem formalnych kontaktów w formie zebrań zespołów. Nauczyciele, a zwłaszcza wychowawcy będą mieli kupę dodatkowej roboty [2], tworzy się nowe punkty rodzenia konfliktów na linii szkoła-rodzice [3], za to na pewno jedna grupa będzie na całym tym zamieszaniu wygrana - pracownicy MEN i kuratoriów [4]. Towarzystwo z Alei Szucha wypnie piersi po medale za kolejną wspaniałą reformę, po której Polska wzrośnie w siłę, a ludzie w dostatek. Pracownicy kuratoriów zaś zyskają wspaniałe "Poletko Wiecznej Kontroli", na którym będą mogli do końca świata i dzień dłużej udowadniać swoją absolutną niezbędność dla polskiej oświaty [5].

I o to prawdopodobnie w tym wszystkim chodzi.

A że ta pomoc ped.-psych. to miała być dla dzieci? A kogo one w biurokracji oświatowej obchodzą? Przecież administracja która przekroczy tysiąc osób zatrudnienia funkcjonuje już sama dla siebie, a nie dla społeczeństwa.
___________________________________
[1] Wszak system to celowe uporządkowanie części w działającą całość.

[2] Pedagodzy to już mają w ogóle przerąbane.

[3] W proces pomocy psychologiczno-pedagogicznej wciąga się rodziców, co jest zamierzeniem słusznym, tylko że większość rodziców nie będzie tym zainteresowana, za to zachwyci się grupa nawiedzonych awanturników zyskująca nowe instrumenty do walki ze smokiem (np. rodzic ma możliwość sprowadzania na posiedzenie zespołu lekarza, tylko nikt nie wymaga by był to specjalista od dolegliwości na jakie cierpi dziecko! A więc rodzic może przyholować sąsiadkę dentystkę, żeby się "fachowo" wypowiadała na temat dolegliwości psychicznych ucznia).

[4] No i oczywiście firmy szkoleniowe, które żyją z takich reform żerując na unijno-publicznych pieniądzach. Ale to tak oczywiste, że nawet nie widzę potrzeby wspominać o tym w głównym tekście.

[5] Bo w przeciwnym razie ktoś mógłby wreszcie zauważyć, że w obecnym kształcie to instytucja zbędna i niewarta wydawanych na nią publicznych pieniędzy.

3 komentarze:

  1. 18+1 ? 32? Ja pracuje oficjalnie 8 godzin co daje 40, ale prawda jest taka, ze nie wychodzę z biura wcześniej niż o 19 więc 10x5 50. To wersja mini. Teraz np. jest 23.45 a ja siadam do prezentacji, która musi być gotowa na 9. 32, z całym szacunkiem, ale brzmi dla mnie jak marzenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli patrzy się tylko na ilość godzin, to faktycznie można odnieść złudzenie, że pracy mało. Tylko że jest jeszcze coś mniej uchwytnego - obciążenie psychiczne, z którego nie zdają sobie sprawy ludzie nie pracujący z tej strony belferskiego biurka. Pracowałem m.in. w biurze i w handlu i zapewniam - godzina pracy tam i pod tablicą to jednak nieporównywalny wysiłek. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zależy co robisz pracując w biurze i handlu. Jeżeli przybijasz pieczątki i a twoja praca ogranicza się do zredagowania oferty to pewnie obciążenie słabe. Gdy od twojej pracy zależy funkcjonowanie całej firmy i czy prace będą mieli inni ludzie, wież mi obciążenie psychiczne, szkoda gadać, ech. Np. we wtorek wyszedłem z pracy o 12 (w nocy) po 15 godzinach.
    Ja również uczyłem, tak by nie był, co prawda tylko jako praktyka na jednym z kierunków które kończyłem ale byłem, widziałem.

    OdpowiedzUsuń