piątek, 30 marca 2012

O szczurze i dywaniku

Dziś był opeer. Spokojnie i grzecznie, ale dobitnie powiedziałem klasie co mi się nie podoba w ich zachowaniu. Było parę głasków dla pewnej równowagi, żeby nie było że tylko total pojazd po całości. Wskazałem jak sobie szkodzą takim a nie innym zachowaniem. Wyraziłem zadowolenie z dotychczasowej współpracy z ich rodzicami, oraz pewność, że nie odmówią mi pomocy jeśli bambini same się nie ogarną. 

Korzystnym zbiegiem okoliczności akurat oddawałem im sprawdzian, na którym kilku cymbałów spisało żywcem z komórek tekst, który sam pisałem. Cóż, mimo zapewne zaawansowanego alchajmera, jestem jeszcze w stanie bez większego trudu odróżnić tekst licealisty od swojego. A że wcześniej to sarkastycznie skomentowałem, więc wiedzieli że sprawa się rypła i raczej na wieńce laurowe nie mają co oczekiwać.

Cisza była jak makiem zasiał, oddech zdechłego szczura w kotłowni można było usłyszeć.

Po lekcji na dywanik trafił Sferyczny, z którym miałem już indywidualną rozmowę.

Ciekawe co z tego wszystkiego wynieśli i jak zareagują. Mam nadzieję, że co nieco do niektórych dotarło.
A ile i do kogo to wkrótce się okaże.

5 komentarzy:

  1. Dzieci trzeba trzymać krótko :))

    OdpowiedzUsuń
  2. nie. dzieci trzeba traktować z szacunkiem. po partnersku. czyli jak coś spieprzą to przyjść i powiedzieć "stary, spieprzyłeś, robisz to bez sensu, zróbmy coś z tym" i tak samo uczniowie powinni przychodzić i mówić "psorze, ja wiem, że to nie jest łatwe, ale panie, tu pan przesadził".
    w ogóle mówienie o uczniach, a tym bardziej do uczniów "dzieci" - a mówimy o szkole średniej, ludziach na granicy formalnej dorosłości, którym za chwile karze się podejmować decyzje o studiach, dalszej drodze - jest troche nie ten. ja wiem, że Psor to z sympatią, ale nasza wych tej sympatii tam nie miała za wiele. dla niej byliśmy dziećmi, które trzeba za rączkę i po rączkach, w dodatku ze schizofrenicznym "jesteście już dorośli!!!". nie działało to.

    trzymanie krótko jest traktowaniem nierównym. u wrażliwych wywołuje stres potworny (spotkałam takie osoby potem na studiach! umierały ze strachu przed zajęciami!) a u tych które mają zwyczajnie wyje..ne tylko śmiech i dalsze olewanie. oraz zgubne wrażenie, że "mieć wyje..ne" jest zdrowiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety masz rację, wiem że nie powinienem mówić per "dzieci". Jakoś tak mi się utrwaliło i zostało. Trzeba by coś z tym zrobić, tylko trochę to już niełatwe. :-(

      Usuń
    2. póki to są dzieci z sympatią i przy tym jest równe traktowanie to nie ma problemu:)
      moja cudowna wych z gimnazjum też do nas się zwracała "dzieci moje" - i faktycznie jednak bardziej dzieciaków niż dorosłych przed sobą miała - ale traktowała nas bardzo fair. kiedy potem przyszlam do lo to po pierwszym roku nabrałam przekonania że wychowacą nie powinni być ludzie którzy własnych dzieci nie odchowali. tylko Psor jest jakimś podziwnym wyjątkiem:)

      Usuń
    3. Wiesz, myślę, że to ma związek raczej z dobrem i życzliwością wobec innych ludzi - to jest czynnik decydujący o tym czy ktoś jest dobrym czy złym wychowawcą. A że jak ktoś nie lubi innych ludzi, to jest wyższe prawdopodobieństwo że się nie hajtnie i nie rozmnoży. I tu dopiero włożyłbym Twoją konstatację "Nie ma dzieci, nie ma wychowawstwa!".
      Choć mogę dać przykłady dzieciatych, które wychowawstwa nie powinny mieć. Zresztą wogóle w szkole uczyć też nie powinny. :-)

      Usuń