poniedziałek, 20 lutego 2012

Za kark i do ziemi, do ziemi. A potem ewentualnie luzować po troszeczku

Nienadzwyczajnie zaczyna mi się tydzień. Klasa, koleżanka z pracy, korespondencja - ręce opadają.

Opieprzyłem moją klasę, jak rzadko którą. To pewnie czwarty raz w karierze. Ich obijanie się na moich lekcjach wyprowadziło mnie z równowagi. W zeszłym tygodniu już się zanosiło, ale dałem sobie na wstrzymanie, że to może pogoda, wytrącenie z rytmu emigracją z powodu mrozu itp. Ale dziś to samo - kilka osób słucha, reszta gada, zeszytów nawet nie wyjmie, bawi się komórkami, słucha muzy, poleguje na ławkach, generalnie zlewka totalna tego co robię. A jak na dźwięk dzwonka w pół mego zdania zaczęli się zbierać do wyjścia, to mi puściło. Poszła inwokacja do... no... powiedzmy, że Jasnej Anielki ;-) i dobitnie wygarnąłem im co myślę o takim zachowaniu i jak będą prowadzone lekcje, skoro mój dotychczasowy sposób im nie odpowiada. 

Czuję frustrację, że nie potrafię dotrzeć do nich dobrym słowem. Że moją życzliwość i zaangażowanie w tłumaczenie tematu traktują jako słabość i dyspensę od pracy. Jeszcze na dodatek DNiB wyraziła zdziwienie że oni u mnie nie pracują, bo przecież u niej to starają się. Wspaniale coś takiego mi poprawia nastrój. 

Wiem dobrze, że nie jestem zamordystą i preferowana przez nią taktyka "prowadzenia klasy na bardzo krótkiej smyczy" jest dla mnie nieosiągalna. Czuję niesmak kiedy muszę sięgać po represje i wymuszać takie czy inne zachowania. Mam wtedy poczucie, że ponoszę właśnie jakąś klęskę, odczuwam dyskomfort, że pracuję z ludźmi którzy zmuszają mnie do takich zachowań. Wiem też, że to moja wina, bo jeślibym od razu wziął ich "za pysk", to pewnie na lekcji byłaby cisza i praca. Ale ja tak nie lubię traktować ludzi. I pewnie dlatego nie powinienem być nauczycielem. :-(

A skąd tytuł posta? To cytat z instrukcji, jaką dostałem od ówczesnej dyrekcji, kiedy przyjmowała mnie do pracy.

8 komentarzy:

  1. podziwiam i tak opanowanie dość długie ;), ja taki cierpliwy nie jestem i zawsze przez wrzesień ostro traktuję klasy (zwłaszcza pierwsze, które zawsze próbują mocno kozaczyć) a potem, w kolejnych miesiącach odrobinę spuszczam z tonu i widzę, że już sami zaczynają się wzajemnie uspokajać, wystarczy tylko moje spojrzenie... nie wiem czy to dobra metoda prowadzenia klasy czy nie, nie mnie to oceniać, ale jak kiedyś próbowałem być sympatyczny to prawie mnie zjedli, powiedziałem sobie, że nigdy więcej ;)
    w każdym razie już po pracy dziś, więc czas na relaks ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bym nie chciał pracować jako nauczyciel.

    OdpowiedzUsuń
  3. @sansenoi
    Obawiam się, że Twoja metoda chyba lepsza od mojej. :-(
    A zamiast relaksu jeszcze muszę klasówkę sprawdzić - cholera mnie podkusiła obiecać bachorom, że im jutro oddam.

    @Hebius
    Czemuż, ach czemuż?! Praca tylko 3,5 godz. dziennie, trzy miesiące urlopu, cztery osiemset pensji - czyż to nie kuszące? Cała Polska nam takich fruktów zazdrości widząc je oczami wyobraźni i konsumując w nielicznych myślach. A Ty wzgardzasz? ;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O cholera! Nie miałem świadomości, że masz aż tak dobrze! W tej sytuacji wżenienie się w szklarnie traci jakikolwiek sens. Wyjdziesz za mnie? :P

      Usuń
    2. Perspektywa babki ziemniaczanej, kopytek i innych smakowitości z Twojej kuchni, o drożdżówkach z makiem nie wspominając jest zbyt kusząca, by ją odrzucić. Zawijam kiece i lece. ;-))

      Usuń
  4. oj, oj. Drogi kolego. Gdybyś był zamordystą, to nie byłbyś sobą. to, że dzieci nie potrafią szanować tego, co mają, to całkiem inna sprawa. A, że na jakichś lekcjach czasem działają, to tylko dowód na to, ze jak na lekcji nr 1 pracują, to na lekcji nr 5 odpuszczają.
    Ja mimo całej mojej niechęci do historii żałuję, ze nie miałam takiego nauczyciela jak Ty - może bym ją choć trochę lubiła.
    Myślę, że jeżeli potrząsnąłeś dziećmi, to na trochę im wystarczy, bo przecież, jeśli tego nie wiesz jesteś ich "ukochanym, jedynym w swoim rodzaju wychowawcą".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaak, trzeba guru okadzić. Czego jak czego, ale kadzidło dla mnie to zawsze masz pod ręką. ;-))

      Usuń
  5. Jak to mówią: dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.
    Ale wydaje mi się, że metoda jaką stosuje Sansenoi przynosi efekty. Miałem taką nauczycielkę od angielskiego, która we wrześniu nas ostro zj*** a później powoli nam odpuszczała i naprawdę mieliśmy do niej wielki szacunek. A to ile z jej lekcji wyniosłem to mi aż do matury starczyło. I żałuję, że uczyła mnie tylko rok, bo takich nauczycieli chciałbym mieć.

    OdpowiedzUsuń