środa, 1 lutego 2012

Indywidualne mrożenie


Mróz siarczysty na dworze, a ja musiałem tłuc się za granicę miasta na indywidualne. Ciepła Pesa miała zapewne uśpić mą czujność, bo drugą część trasy pokonywałem rozklekotanym i nieogrzanym Ikarusem. Do tego nie było miejsc siedzących i musiałem stać z ciężką torbą. Od podłogi ciągnęło, jakby ten gulaszowóz miał od spodu siatkę. Z powrotem za to wyczekałem się i wymarzłem na przystanku. Co gorsza tubylcza hołota - pod tym względem na rodaków zawsze można liczyć - wytłukła szyby w wiacie i nie można było się od wiatru osłonić. Przyjechała, niestety jak zwykle Scania - mało miejsc siedzących, za to pełna pasażerów.

Uwielbiam indywidualne na wyjeździe - 1,5 godziny zajęć i 2,5 godziny jeżdżenia (tam i z powrotem). Do tego agresywna mamusia z pretensjami i skargami oraz z wiernym wsparciem pani wizytator. Można się tylko rozglądać z której strony i czym będą strzelać. Choć po prawdzie i tak się przewidzieć nie da, przynajmniej - rozumem ogarniając. No po poprostu sama radość i rozkosz. Jak sobie pomyślę, że mam się tak męczyć jeszcze parę lat, to raczej prędzej trafię do wariatkowa.
Tylko dzieciak w tym wszystkim biedny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz