Piątek trzynastego! Cóż za wyborna okazja by dać upust swym podłym a mrocznym skłonnościom i w pełni wykorzystać potencjał dnia. Kilka moich dzisiejszych klas pisało prace. Zapowiedziane prace, bo w tym oceanie mroku jakim jest moja dusza, muszę zachowywać pozory w postaci światełka dobra[1].
Lesery-informery podeszły z nonszalancją weteranów - poleciłem przynieść podręczniki (po 1 na ławkę), bo będą potrzebne do wykonania zaplanowanej pracy w grupkach. Podręcznik był rzeczywiście jeden na ławkę. Ławka z podręcznikiem też była jedna. Reszta miała to prawie w dupie. Prawie - bo parę osób wyjechało do mnie z pretensją, że w podręcznikach ćwiczebnych, które wydałem z zasobów pracowni [2] nie ma odpowiedzi! Wzruszyłem się nadzwyczajnie, jak to moje pracowite pszczółki przejmują się jednak nauką historii. No, oczy omal mi łzawą mgłą nie zaszły. Kilka osób pracowało pilnie i zapełniło arkusze, ale większość oddała je mało lub w ogóle pismem nie pobrudzone. Moje czyścioszki!
Moje diablęta weneckie pisały po raz pierwszy od ostatniej wpadki z durnym przepisywaniem na żywca z komórek (za którą dostali opieprz), więc można powiedzieć, że dzisiejsza praca miała charakter jakiegoś testu. Zaczęła się od błyskotliwego manewru Misia Uroczego, który siedząc w środkowym rzędzie, zwisł z ławki i czerpał natchnienie z podręcznika w otwartej torbie leżącej w przejściu między ławkami. Był przy tym tak wybornie zamaskowany, że dla ujrzenia go w całej okazałości musiałem dokonać niezwykle trudnego, rzadkiego i oczywiście niespotykanego manewru odchylenia się na krześle o jakieś 20 cm w prawo. Okazał się przy tym człowiekiem tak wielkiej wiary (w siebie), że nie przerwał lektury nawet wtedy, kiedy szedłem już w jego stronę ku uciesze klasy. Co ciekawe, klasa szybko zamilkła kiedy zobaczyła że zabieram mu pracę i stawiam jedynkę za jej niesamodzielność. Od tego czasu była absolutna cisza - można było oddechy słyszeć.
Kolejna ekipa pisała zapowiedzianą wcześniej kartkówkę z malutkiej porcji materiału - z dwóch lekcji ledwie więc mogłem nawet jej nie zapowiadać, ale chciałem przeczytać coś sensownego a nie tylko "imię, nazwisko, klasa, data". Oczywiście Zdechlak i Rzep już wczoraj kręcili się jak w ukropie, żeby wycyganić odwołanie lub chociaż przełożenie dzisiejszej pracy, a i nawet na początku lekcji rozległ się humanistyczny skowyt "nie piiiiszmyyy dzisiaaaaaj! prooosiiiiimyyyy!!". Po mojej uprzejmej propozycji nawiązania bliższego kontaktu z przyrodą [3] zabrali się za skrobanie po papierze.
Najgorsze, niestety, w tym wszystkim jest to, że efekty tego trójklasowego skrobania będę musiał jeszcze przeczytać i ocenić. Hélas!
__________________________________
[1] Nazwa pochodzi od "Dobra, nie rzutuje - niech się pali!"
[2] Mało ich i innego wydawnictwa, więc nie do końca kompatybilne z zestawem zadań.
[3] "A spadajcie na drzewo!" [4]
[4] No dobra, nie powiedziałem tak, ale mniej więcej taka była istota komunikatu. :-)
czy już mówiłem, że lubię czytać Twoje posty? :) jak nie, to właśnie to mówię (piszę raczej :P)
OdpowiedzUsuńTeż lubię czytać :)))
OdpowiedzUsuńMój nauczyciel od biologii twierdził, że ma w klasie kamerę. I po sprawdzianie ogląda nagranie i jak ktoś ściąga to pisze mu na pracy: "Pała-kamera!". Kamery nikt na oczy nie widział, ale pałki za kamerę już tak ;]
Bardzo Wam dziękuję za miłe słowa.^^ Zwłaszcza, że w czas akuratny padające, bo dzisiaj właśnie snułem smętne rozważania czy ta pisanina ma jakikolwiek sens, skoro mało kto tu zagląda a ja może przynudzam tylko i zanudzam, oraz odstraszam.
OdpowiedzUsuńA ja też lubię czytać Wasze blogi i zaglądam sobie na nie codziennie (to nie jest grzecznościowe słodzenie).