niedziela, 8 kwietnia 2012

Schab

Zapadło ustalenie, że ulżymy mamie w pichceniu i przygotujemy część potraw. Siostrunia miała zająć się wypiekami, ja miałem upiec mięsko. Mama zdecydowała żeby to był schab i od szynki, tzw. kulka. OK, kupiłem, namoczyłem w maślance i upiekłem w rękawie. Schab w mieszance przypraw, szynka w tymianku, majeranku i cząbrze, z solą oczywiście. Piekę na termometr, a nie na czas, więc pieczyste wyszło soczyste, nie wysuszone - zacne.
Zaniosłem, ochy i achy, ale... już coś zadryndało poruszając znajomą strunę, co zlekceważyłem - nawet nie zajrzawszy do środka mama schowała do lodówki. Najs... Oczywiście - kordialne podziękowania za pomoc.

Dziś rodzinne śniadanie, półmisek wędlin się zapełnia - jak dla plutonu po manewrach. Okazuje się, że mama upiekła klopsa, a dziadek Gargamel nakupił szynki, baleronu i pasztetu w wędliniarni. Moich pieczystych nikt nawet nie spróbował. Na odchodnym, Gargamel usilnie mi wciskał swoje zakupy, z kiełbasami włącznie, bo nabył tyle tego, że nie ma co z tym zrobić.

Czy chodzi o te dwa kawałki upieczonego mięsa? Jasne że nie. One były tylko katalizatorem. Jak zwykle "rodzinne święta" wyzwoliły wspomnienie domu "rodzinnego"[1]. W tym konkretnym przypadku typowe zachowanie moich rodziców: oficjalne werbalne chwalenie, a za chwilę niewerbalne (albo niewiele rzadsze i werbalne) pokazanie, że sukces czy pomoc dziecka były bezwartościowe i bez znaczenia.

Można wyprowadzić dziecko z domu rodzinnego, ale domu rodzinnego z dziecka - nigdy.

______________________________________
[1] Czemu w cudzysłowie? Bo dziadek Gargamel nigdy nie omieszkał podkreślić: "Jak będziesz u siebie, to będziesz robił po swojemu. A jak długo będziesz U MNIE, to ma być tak ja chcę." Przekaz był niedwuznaczny - dziecko wychowywało się w nie swoim domu. Że nie było w tym złej woli, tylko bezgraniczna głupota i kompletny brak empatii? Niewielka pociecha - dla moich emocji znaczenia to nie miało żadnego.

1 komentarz:

  1. heh, w moim domu zawsze podobnie było, więc przestałem pomagać, bo i tak zawsze słyszałem, że inni się napracowali a o mojej pomocy nikt nawet nie pamiętał...

    OdpowiedzUsuń