W mijającym tygodniu mieliśmy dzień otwarty dla gimbusów. Dość smętnawo to wyszło. Zebranie wstępne, przemówienia i wyświetlenie prezentacji o szkole [1] odbyło się w jakże rozległych przestrzeniach korytarza parteru, co już wystarczyło, żeby zasugerować niezbyt wypasiony standard lokalowy[2].
Czekałem w sali, żeby zaspokoić ciekawość licznie walącej dzieciarni, gęsto przetykanej rodzicami żywo zainteresowanymi przyszloscią ich pociech. Niepokoiłem się, czy aby na pewno jestem dobrze przygotowany, czy aby na pewno pamiętam wszystko co trzeba, o co mogą spytać i takie tam zwykłe schizy perfekcjonisty.
Stary cymbał.
Zainteresowanych tą klasą było... może 12 gimnazjalistów i 2 rodziców. W niektórych z pozostałych klas - jeszcze mniej. Byłem bardzo zaskoczony. Nie mogłem zrozumieć, jak to możliwe, że tak mało rodziców interesuje się szkołą do której być może będą chodzić ich dzieci. Przecież one idą reformą, organizacja nauczania w liceum wygląda zupełnie inaczej niż dotąd, wydawało mi się oczywiste, że rodzice będą chcieli się temu przyjrzeć, zobaczyć jak szkoła zamierza tę Hallową łamigłówkę rozwiązać, wypytać nauczycieli o klasę, szkołę, wszelkie szczegóły itp.
Okazało się, że ja żyję na innej planecie. Kelda mnie oświeciła: primo rodzice nie interesują się edukacją swoich dzieci, w gimnazjum (dobrym!) normą jest 5 rodziców na zebraniu. Secundo garstka rodziców przyszła jednak na nasz dzień otwarty, ale na kategoryczne żądanie pociech większość czekała przed szkołą, mając zakaz pokazywania się w środku i robienia im obciachu. Nie tak mnie dziwi żądanie dzieci, jak to że tylu rodziców tak potulnie się na to zgodziło. To pokazuje przecież, jak bardzo chore relacje z własnymi dziećmi zbudowali!
A sama młodziez na spotkaniu pytań prawie nie miała. W ogóle sprawiali wrażenie, że w ogóle nie wiedzą o co pytać. Kelda potwierdziła to moje podejrzenie w późniejszej rozmowie. Pogratulować reformy - młodzież nie ma o niej pojęcia, a rodzice w większości w ogóle się tym nie interesują.
Dopiero co miałem na pewnym forum rozmowę z pewnym userem, który, jak przystało na wyznawcę korwinizmu, stanowczo twierdził, że zło w polskiej oświacie to zbyt wiele regulacji, a wystarczy pozostawić pełną swobodę decyzji rodzicom którzy będą podejmować najlepsze decyzje dla dobra swoich dzieci. No to przy okazji dnia otwartego mogłem właśnie naocznie się przekonać na co można liczyć w kwestii rodziców i podejmowania przez nich wyborów edukacyjnych, z odpowiednią do wagi problemu znajomością rzeczy.
Wygląda na to, że nabór będziemy mieli zbudowany na decyzjach nieprzemyślanych i przypadkowych, złożony z młodych ludzi, którzy nie będą potrafili odpowiedzieć na pytanie: "Dlaczego wybrałeś tę szkołę?". Fajna praca się zapowiada, nie ma co.
Ale też czym my możemy tych lepszych przyciągnąć? Szkoła biedna jak mysz kościelna, bez miejsca do zajęć WF, żebrząca u rodziców na papier toaletowy, pieniędzy na koła przedmiotowe nie będzie, może z godzin karcianych będzie się łatać, SKS nie będzie (zresztą gdzie by miał być bez sali gimnastycznej?), koła zainteresowań pospadają. Nędza. Kto tu przyjdzie? I ile wypracuje?
_________________________________________
[1] Prezentacja jak dla mnie niezbyt porywająca - mało czytelna i mało dynamiczna. Nie dziwię sie, że moje chłopaki skwitowały ją krótko: "Nudna!".
[2] Sala gimnastyczna nieustająco pozostaje zamkniętą a perspektywy wydębienia od gminy mamony na remont są marne.
[2] Sala gimnastyczna nieustająco pozostaje zamkniętą a perspektywy wydębienia od gminy mamony na remont są marne.
A twoi rodzice interesowali się żywo wyborem szkoły średniej, do której pójdziesz? Wiem, że to były trochę inne czasy, ale nie wydaje mi się by jakieś szkolne reformy - co i raz nowe - wpływały od razu na mentalność obywateli.
OdpowiedzUsuńTatuś bardzo się zainteresował - orzekł że mam iść na blacharza lub lakiernika samochodowego. Mama się zaparła żebym szedł do LO, wybór był prosty - to samo które skończyła Siostrunia.
UsuńMoi rodzice interesowali się bardzo, chociaż wiedzieli, że mały wpływ mają na to co wybiorę. MOżliwe, że szkoda, ale z drugiej strony - gdzie bym lepszą szkołę przetrwania zaliczyła?;p
UsuńTeraz interesują się wyborem szkoły Młodego i tutaj w przekonywanie go do tej odpowiedniej szkoły jestem zaprzągnięta i ja. Mama: "Może zadzwoń do niego na skajpie i mu wytłumacz... Weź mu coś powiedz, bo on nie wie po co się uczy!" (drobna sugestia, że w tym wieku tez nie bardzo widziałam sens i stan ten trwał aż do matury mniej więcej).
O widzisz, a ja wiedziałem doskonale po co się uczę... bo mi kazali. ;-)
Usuń