wtorek, 24 kwietnia 2012

Kadet Biegler

Mam wrażenie, że w tym tygodniu dzieje się troszkę za wiele. I to tylko patrząc na zaanonsowane atrakcje. A przecież jeszcze za węgłem zwykle czają się różne niespodziewanki, czyhające stosownej chwili, żeby znienacka kopnąć nas w dupę z tym niezrównanym wyczuciem momentu, kiedy akurat pragnęlibyśmy choć trochę odsapnąć.

Z mozołem brnę przez sprawdzanie prac, staram się oddać je wszystkie przed długim weekendem, a że ostatnio trochę mi się spiętrzyły, to ciężkawo jest. Treść - załamka. Z tego co tłumaczyłem tym ciubarykom na lekcji prawie nic nie ma. Zupełnie jakby nauczyciel lekcji nie prowadził, tylko z piersiówki gorzałę golił za mapą schowany. No ale co się dziwić, jak im się nie chce na lekcji czegokolwiek zanotować.

Dziś mieliśmy radę, na której miały być przedstawiane wyniki klasyfikacji klas trzecich, które w najbliższy piątek idą sobie z Bogiem. Roboty, przy sprawnej organizacji - na jakieś dwa, trzy kwadranse, przy naszej - 1,5 godziny. I tak nieźle. Kiedyś, jak Dyrekcja miała akurat fazę, to rada tylko mojej klasy trwała 2 godziny.
Naiwniakom wydawało się, że po omówieniu klasyfikacji będziemy mogli się rozejść. No, jakby wczoraj w tej szkole zaczęli pracować, doprawdy. Dyrekcja miała w zanadrzu atrakcje którymi sypnęła, żeby nam czas na następne 2 godziny zająć.

Okazało się, że musieliśmy być świadkami kolejnego starcia Dyrekcji i Ostoi (oporu przeciw tyranii, rzecz jasna) piastującej zaszczytną i odpowiedzialną funkcję przewodniczącej Klubu im.Turkucia Podjadka. Niestety w kategoriach umiejętności wojennych, to było spotkanie kadeta Bieglera z księciem Wellingtonem. Nie to miejsce, nie ten plan bitwy, nie to... ech... wszystko. Jeśli efektem bitwy jest dostarczenie amunicji przeciwnikowi, to chyba trudno mówić o sukcesie, zwłaszcza kiedy dla świadków ten rezultat jest oczywisty, a sam kadet Biegler dowie się o tym zapewne w przyszłym tygodniu, miesiącu, kwartale. Ostoja wyszła à la MacArthur (Jeszcze tu wrócę!) a Dyrekcja bezradna siedziała i dopytywała się wokół co dalej zrobić.

Niestety, ale dyrektor musi umieć pokazać kto tu rządzi, albo się pakować. Są chwile, kiedy powinien potrząsnąć personelem i zademonstrować kto tu jest szefem. Ludzie potrzebują poczucia bezpieczeństwa, że ktoś tym interesem kieruje i w razie potrzeby mają się do kogoś pełnomocnego zwrócić. Marynarz dużo lepiej pracuje, kiedy wie że na mostku jest opanowany kapitan a nie ciocia Klocia choleryczka.

Przypomina mi to wszystko jako żywo klimatem sceny sprzed wielu lat, kiedy kończyła się kadencja poprzedniej dyrektorki. Wtedy też rzuciły się na nią jej przeciwniczki, z równym zapałem przerabiające co się da na zarzuty i pretensje. Ale Mamuśka miała jednak format szefa i wyglądało to jak bambusowe sampany atakujące z łuków fregatę z baterią 18-funtówek na każdej burcie.

Wg mnie recepta na wojnę jest prosta: jeśli nie ma bezwzględnej konieczności, to nie zaczynać, jeśli nie ma się pewności, że się przeciwnika rozjedzie pierwszą, a najwyżej drugą szarżą.

5 komentarzy:

  1. Masz jakieś plany na długi weekend, że nie chcesz w tym czasie sprawdzać klasówek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję się nie w porządku, kiedy miałbym nie oddać uczniom prac przed jakąś przerwą dłuższą niż weekend. Tak manewruję robieniem prac i ich sprawdzaniem, żeby nie szli na dłuższe wolne mając niepewność co do ocen. Tak samo traktuję zebrania z rodzicami - staram się, żeby uczniowie mieli wszystkie oceny które im się należą (na które zapracowali).

      Planów specjalnych nie mam.:-(
      Flama siostrzeńca już wyprosiła, żebym im półki do pokoju zrobił. Może sobie coś posklejam - coś kartonówki za mną od paru dni chodzą. Może będzie to kolejny nieskończony projekt, ale zawszeć to jakieś zajęcie dla odwrócenia uwagi na parę dni.

      Usuń
  2. też miałem dziś radę, nawet lubię te rady, o ile nie są za długie :P ta dzisiejsza była średniej długości, czyli nie było źle ;)
    PS: masz Ty jakiegoś maila do kontaktu czy tylko tak blogowo kontaktować się można? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm, widzę, że narady produkcyjne w różnych instytucjach mają bardzo podobny do siebie przebieg, przynajmniej ogólny, bo merytorycznie, to u Was chyba zdecydowanie ciekawiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj i tak mnie ominęła część gwarantująca mnóstwo wrażeń i atrakcji, czyli dyskusja nad ocenami zachowania. Wprawdzie to działka wychowawcy i nic nikomu do tego, ale z jednej strony część grona zupełnie się tym nie przejmuje i uważa się za oczywiście upoważnioną do merytorycznej dyskusji w tej sprawie, a z drugiej niektórzy wychowawcy rzeczywiście odlatują i trzeba ich sprowadzać na ziemię.

      Usuń