czwartek, 12 stycznia 2012

Troska rodzicielska


Zebranie i po zebraniu. Dzieci mnie zaskakują, ale ich rodzice - zadziwiają. Sam nie wiem: czy to dobrze czy źle? Z jednej strony dobrze, bo świadczy to - jak mniemam - że nie całkiem jeszcze stetryczałem i wciąż na nowe reaguję jakimiś żywszymi emocjami a nie zignorowaniem. Z drugiej strony można powiedzieć i tak, żem tępy osioł, który po fafnastu latach w zawodzie do takich eksponatów i obrazków powinien się już przyzywczaić, a nie dziwować jak gupi jaki.

Rozczulają mnie [1] rodzice, którzy pojawiają się w szkole na pierwszym zebraniu we wrześniu, a potem - ani widu ani słychu. Podobnież istnieją. Wnioskować tak można z tego że dziecko umyte, ubrane i (na oko, po krągłościach sądząc) nakarmione. Ale już telefonu od rodzica, smsa choćby do szkoły, z pytaniem jak się pociecha sprawuje, czy co wychowawca o nim sądzi - broń Boże! Dziecię wyjaśnia, że rodzice nie mają czasu.
Aż chciałoby się "pannę z dzieckiem nieślubnem" przywołać na takie "coś". Co to znaczy, że "rodzice nie mają czasu" przez 4 miesiące zainteresować się jak sobie dziecko w szkole radzi?! Zainteresować się czy mu pomóc nie trzeba? Dzieciak ma zagrożenia - rodziców ani widu ani słychu. Dzieciak ma pały na półrocze z maturalnych przedmiotów - od rodziców ani cienia sygnału.
Krew człowieka na coś takiego zalewa. Gdzie to dziecko jest w domu w hierarchii ważności?
____________________________________
[1] Alternatywne określenie stanu: bezsilne wkurwienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz