piątek, 16 września 2011

Życzliwości choć trochę, racz im dać Panie...

Uwielbiam nauczycieli, którzy ledwie spojrzą na dzieciaka i już WIEDZĄ. 

Że kretyn, bo się wydurnia.

Że debil, bo się zachowuje skandalicznie i nie umie (po paru lekcjach nauki języka od podstaw).

Że kłamie, bo jak pytałam klasy czy wszystko jasne to on nie wstał i nie powiedział że nic nie rozumie.

Że cudzoziemiec od kilku tygodni w Polsce oszukuje, że nie rozumie jak mówię na lekcji po polsku, bo na przerwie widziałam jak rozmawia z kolegami, więc rozumie.

Że obcokrajowiec to może faktycznie nie rozumieć na polskim czy historii, ale u mnie (na matematyce, chemii, fizyce itp.) wszystko rozumie, bo czego tu można nie rozumieć, skoro wszystko jasne.

Że jak uczeń mówi, że nie rozumie zagadnienia z fizyki, to znaczy po prostu że się nie nauczył i tyle.

Że nie chce słyszeć o trudnej sytuacji domowej rozhuśtanej emocjonalnie nastoatki ustawionej w hierarchii domowej za hodowlą psów, kotów czy tańczących jaszczurek, bo to wszystko nieprawda, a smarkula jest bezczelną gówniarą, która to wszystko robi z premedytacją.

Że nie chce słyszeć o nauczaniu indywidualnym chorego dzieciaka, bo nie będzie się męczyć, a w ogóle to ma przecież jeszcze pracę w innej szkole.

Cholernie przykre jest, że tacy ludzie trwają w oświacie i w niektórych szkołach mają się znakomicie. I nie można tego zwalać na Kartę Nauczyciela, która nie pozwala ich ruszyć z posady. Trzeba  tylko chcieć i miec choć trochę determinacji w kształtowaniu zespołu. A na początek wystarczy nie zatrudniać - bo tę mentalność można rozpoznać po kilku zdaniach rozmowy. Tę aurę małomiasteczkowej, drobnomieszczańskiej nieżyczliwości widać zwykle bardzo dobrze.

1 komentarz: