sobota, 10 września 2011

Jak wykorzystywać specjalistę

Dawno dawno temu, za złego kajzera w pruskim zaborze nauczyciel był od uczenia, a od papierów był urzędnik administracyjny. Była w tym pruska praktyczna mądrość: nauczyciel to fachowiec specjalnie przygotowany do uczenia dzieci i młodzieży i za toż opłacany, więc tym się powinien zajmować. Wykorzystywanie go do czynności biurowych względnie kancelaryjnych, jak to kiedyś nazywano [1] , jest marnowaniem specjalisty i pieniędzy które mu się płaci, bo te czynności może wykonywać osoba bez specjalistycznego przygotowania i inaczej opłacana.
A więc dla ówczesnych ludzi było oczywiste, że wykorzystywanie specjalisty do zadań nie wymagających specjalistycznej wiedzy i umiejętności jest po prostu marnotrawstwem.
Dziś jednak jesteśmy mądrzejsi.
Po co płacić urzędnikowi, skoro możemy tym zadaniem obarczyć nauczyciela? Płaci mu się przecież i tak, a dzięki temu gmina zaoszczędzi na etacie administracyjnym. Nauczyciel to i tak zrobi, bo mu dyrektor każe szermując uniwersalnym argumentem "czterdziestogodzinnego tygodnia pracy"[2]. Właściwie to nie szermierka, tylko palnięcie maczugą - udowodnij człowieku, że dodatkowa czynność spowoduje przekroczenie tej granicy 40 h. Nawet jak pokażesz szczegółową rozpiskę zajęć tygodniowych, to usłyszysz poradę, że trzeba sobie lepiej rozplanować pracę, a w ogóle to dyrektor "jak był nauczycielem, to uczył w dwóch szkołach, kształcił się w trzeciej i wspierał czwartą, prał, sprzątał, gotował i dzieci chował, samochód naprawiał i domostwo stawiał, a wszystko to robił znakomicie, więc jak się chce, to wszystko da się zrobić!" - więc prędzej drogi Czytelniku udowodnisz że jesteś rozwielitką, niż obronisz swój ustawowy zapis o 40-godzinnym tygodniu.

Znaleziony jeleń, o pardon - wychowawca, musi wypełnić ręcznie: 
  • dziennik (lista, dane uczniów z adresami i telefonami)
  • arkusze ocen - można by wydrukować, ale nie wolno, bo zawsze się pisało ręcznie. W dodatku trzeba jeszcze ręcznie wypisać nazwy wszystkich przedmiotów (15 sztuk), bo mamy nowe lepsze arkusze bez tych nazw (w starych arkuszach były). Wydaje się może że to niewiele, ale przy 30-35 arkuszach robi się to nużące. Fakt, że z modułu dziennika elektronicznego (program drukowania świadectw) można te strony wydrukować i nie ma potrzeby ich wypełniać ręcznie, jest naturalnie zupełnie nieistotny.
  • zestawienie szczegółowe wyników sprawdzianu gimnazjalnego całej klasy - do sprawozdania-analizy, gdzie na ścianie w wyświetlanej prezentacji będą migać słupki kolejnych wykresów w takim tempie, że dojrzenie szczegółów, o jakimś zastanowieniu się nad tym i wnioskach nie wspominając, będzie nierealne.[3] W sumie frajda dla autora zestawienia, który się nad tym napracował i może sobie to wpisać do samochwałki, no i, rzecz jasna, szkoła może się umpa, umpa pochwalić władzom, że analiza została przeprowadzona itd.itp. A jaka z tego praktyczna korzyść dla nauczycieli ? A żadna.
  • lista uczniów z peselami dla pielęgniarki, jakby nie mogła pobrać tych danych z SIO lub dziennika elektronicznego.
i do tego
  • wklepać różne dane uczniów do dziennika elektronicznego, też ręcznie, bo kwestionariusze rekrutacyjne kandydatów są wypełniane pismem odręcznym, więc skanowanie danych nie wchodzi w rachubę.
Wszystko we wrześniu (pierwsze 2 tygodnie) i oczywiście poza normalnymi obowiązkami nauczyciela przedmiotu, bo żadnej zniżki godzin z tytułu funkcji wychowawcy nie ma.

Generalnie, po kilka  razy wpisujemy te same dane. Jak za króla Ćwieczka. Komputer służy raczej za wypaśną maszynę do pisania niż za narzędzie pozwalające zbudować w szkole zintegrowany system gromadzenia i pobierania danych. 
Ale o jakich komputerach mówimy, skoro jak chciałbym kredy do tablicy, po której nie będę upaprany białym pyłem, to mogę ją sobie sam kupić. Bo przydziałowa jest rychtyk taka jak za kajzera...
__________________________________ 
[1] czyli prowadzenia dokumentacji
[2] "40 godzin" w szkole nabiera właściwości magicznie gumowych - wszystko się w nich zmieści.
[3] To jak próba odczytania napisów na ścianach wagonu ekspresu przelatującego 2 metry przed naszymi oczami. Równie udana i owocna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz