piątek, 4 listopada 2011

Cud solidarności

Stał się nam cud.

Ale po kolei. Koleżanki moje w ilości nielicznej doznały iluminacji (zapewne jak Blues Brothers w w kościele wielebnego Cleophusa Jamesa [1]) i wstąpiły na drogę obrony uciśnionych przed opresją dyktatury dyrekcji. Mianowicie wskrzesiły związek zawodowy, któren to już od wielu lat w naszej szkole spoczywał z patronką. Jeno dyskretniej, bo patronka ino straszy z bohomazu i dopiersi [2], a po związku to tylko korkowa tablica została.

A teraz związek odżył i ruszył na wojnę. W obronie oczywiście. I przeciw. Zapał idzie w zawody z męstwem i determinacją. Rozsądek i elementarne zdolności taktyczne na razie zostały gdzieś daleko na tyłach, ale oczekiwane jest ich dotarcie na pierwszą linię walki o lepsze jutro. No... przynajmniej niektórzy jeszcze wierzą, że one gdzieś tam są i dotrą.

I stał się rzeczony cud.
Koło związkowe tak dzielnie i ofiarnie walczy z tyranią, że udała mu się rzecz absolutnie niewyobrażalna - zjednoczenie grona
Tyle, że przeciw związkowi zawodowemu.

Ludzie po prostu wyczuli bezbłędnie, że w całej awanturze wcale nie chodzi o obronę praw pracowniczych, tylko o spór personalny, a oni sami mają być niczym innym jak amunicją do ostrzeliwania dyrekcji. I stanęli okoniem przeciw naszym dzielnym związkowcom. Ujrzeć nasze, na codzień ospałe i unikające konfilktów, grono  ożywione i  zjeżone - bezcenne!

Ciekawe, co nasze Koło Związkowe imienia Turkucia Podjadka wymyśli następnym razem?

A tu wspaniały James Brown jako wielebny Cleophus James i Blues Brothers [3]



_______________________________
[1] Właściwie... jak się przyjrzeć, to nawet tak ogólnie i proporcjami przypominają Jake'a i Elwooda.

[2] Właśnie tak, bo widać ją tylko do piersi, a niżej ucięte.

[3] Napisy zdaje się izraelskie, więc dodają szczególnego smaczku i lokalnego kolorytu, zważywszy na kultywowane w szkole tradycje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz