czwartek, 25 sierpnia 2011

Skończyły się szczęśliwe dni Aranjuezu


No i minął rok blogowania. Równo rok temu zamieściłem pierwszy post. Chyba nie sądziłem wtedy, że tyle wytrzymam z pisaniem - nigdy wcześniej tego nie robiłem. Kilka razy miałem ochotę przerwać to blogowanie, zniechęcony brakiem zainteresowania czytelników. 1300 wyświetleń to niewiele, jeśli odliczy się przypadkowe wyrzuty z Googla. Gdybym opisywał jakieś historyjki z magla, refleksje o dupie Maryni czy zamieszczał zapisy rozmów z erotycznego czata, to miałbym teraz pewnie ze 6 tysięcy wyświetleń. To raczej dobrze, że nie mam aż takich ciągot. Ale gdyby się pojawiło paru czytelników więcej, to miło by było.
Zobaczymy jak będzie dalej, chyba będę jeszcze przez jakiś czas pisał. Wracam niestety do pracy, już docierają do mnie niezachęcające informacje o wspaniałych radach (posiedzeniach rady pedagogicznej). Najwyraźniej pod moją nieobecność ustanowili nową świecką tradycję: zamiast jednej rady sierpniowej (przygotowującej do nowego roku szkolnego), będą dwie rady sierpniowe. Zapewne w celu dwa razy lepszego przygotowania. Szkoda tylko, że jak zwykle będzie to popis marnotrawienia czasu i bezładnego ględzenia przez parę godzin o tym, co przy jakim takim ogarnięciu można załatwić w pół godziny.
O tym, żeby urlopowiczów poinformować o terminach rad naturalnie nikt w szkole nie był uprzejmy pomyśleć.

A te dni Aranjuezu to wcale takie szczęśliwe nie były. Pod pewnymi względami urlop był fajny, ale pod innymi był trudny. Praca to jednak bardzo skuteczny narkotyk, pozwalający zapomnieć o  realnym świecie i o tym czego naprawdę brak. Jego odstawienie bywa wówczas bolesne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz