środa, 25 sierpnia 2010

Wschód księżyca

No i stało się. Po latach zapieprzania jak mały traktorek, muszę wyhamować. Mam przed sobą rok przymusowej przerwy w pracy i muszę się czymś zająć. No bo przecież odpoczynek i łatanie swojego zdrowia nie może polegać na bezczynności (tylko ciii! nie mówcie o tym mojej pani doktor). Najbardziej oczywiste propozycje w rodzaju podróży dookoła świata, albo wynalezienia "Czegoś-Cudownego-Co-Jeszcze-Nie-Wynaleźli" odpadły w abcugach, z przyczyn różnych (np. brak pieniędzy lub talentu). Malowaniem figurek też trudno się bez przerwy zajmować - niby na farbkach napisane jest "Non Toxic", ale kto ich tam wie, co wmieszali naprawdę i jeszcze miałbym odjazd na Pustkowia Chaosu.
Stąd genialny w swej prostocie pomysł: podzielić się ze światem mariańską głębią moich przemyśleń i stepową rozległością mego spojrzenia na życie i świat. Co by nie było, świat przeżył już tyle nieszczęść, że mój blog przy tym to mały pikuś.  Nieprzeliczone rzesze ludzi z pewnością o tym marzą, pragną tego i wprost doczekać się nie mogą. No to macie, kochani. :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz