czwartek, 2 września 2010


Nasza - Polaków - wiedza o Kościele irlandzkim jest ubożuchna, by nie powiedzieć - żadna (poza kręgiem specjalistów), stąd nie dziwi zaskoczenie wielu informacją, że w okresie V-XII wieku Kościół irlandzki, czy jak się podkreśla - celtycki, przeżywał rozkwit na miarę europejską. Kiedy rozsypało się cesarstwo zachodniorzymskie, a wodzowie różnych plemion próbowali tworzyć coś nowego i własnego w tej swoistej próżni politycznej, istnienie Kościoła katolickiego w Europie zachodniej nieraz stawało pod znakiem zapytania - powiązany z władzą rzymską, miał trudności z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości. Nieocenione zasługi w jego ocaleniu i odnowie położyli tutaj duchowni z klasztorów Erynu, kształceni z dala od największych nawałnic i wstrząsów, jakich doznawała kontynentalna Europa, opuszczali Zieloną Wyspę i cierpliwie krzewili Dobrą Nowinę, zresztą służąc w różny sposób - nie tylko jako duszpasterze i misjonarze, ale i jako doradcy polityczni i naukowi władców (np. Columbanus czy Dungal). Docierali prawdopodobnie aż do ziem Słowian. "Przez setki lat Europa korzystała z dorobku irlandzkich zakonników, gramatyków, pisarzy, teologów i matematyków" [1]

A jednak to uwiędło. Za rozkwitem religijno-kulturalnym nie pojawił się rozkwit polityczny - gdy inne kraje rosły w siłę, modernizowały swe struktury polityczne, rozwijały gospodarkę i pomnażały potencjał militarny, Irlandia tkwiła w coraz bardziej anachronicznych strukturach społecznych (prymat rodów / klanów nad wyższą, państwową płaszczyzną identyfikacji). Mocno upraszczając, gdy świat dzięki Irlandczykom poszedł naprzód, sami Irlandczycy dreptali w miejscu, by później zapłacić za to straszliwą cenę podczas angielskich inwazji i okupacji.

Można w tym dostrzec daleką, bardzo daleką analogię do Bizancjum, z jego imponująco rozbuchanym życiem monastycznym i postępującym uwiądem politycznym, zakończonym upadkiem pod ciosami Mehmeda.
Ale mnie bardziej interesuje inna refleksja - jakieś podobieństwo do naszych dziejów: W XVI wieku stworzyliśmy sami, bez korzystania z obcych szablonów, potężne państwo, zdolne w XVII wieku przetrwać serię ciosów, która powaliłaby na kolana mocarstwo, a jednak okazało się to nietrwałe. Po zaledwie paru pokoleniach nastąpił uwiąd myśli, a za tym i praktyki politycznej. Mechanizm stworzony przez pradziadka i świetnie działający, w rękach prawnuka szwankował i obracał się przeciw niemu. Często upraszcza się katastrofę I RP kwitując: "bo zaborcy ją rozdrapali". Sęk w tym, że zaborcy tak naprawdę przyszli na gotowe [2], a upadek naszego państwa zaczął się od środka. To my zawiedliśmy. Kiedy świat się zmieniał, unowocześniał, rósł w siłę, my tkwiliśmy w błogim zadowoleniu, że stworzyliśmy super system i możemy wreszcie odsapnąć. Nie trzeba się już wysilać, frajerzy niech zasuwają, a my sobie będziemy na nich popatrywać z wyższością.

Ileż dzisiaj takiego myślenia wokół nas! Zrobiliśmy reformy i szlus! teraz chcemy odcinać kupony, żadnych więcej reform i wyrzeczeń, od teraz należy nam się już tylko relaks i wygoda do końca świata. Rozkręcamy jakiś interes, ciężko pracujemy na początku, a potem oczekujemy, że możemy się byczyć, a maszynka do robienia pieniędzy będzie już sama terkotać (do końca świata i dzień dłużej, bo przecież nawet po Sądzie Ostatecznym trzeba wyskoczyć do galerii na zakupy). I zdziwienie, że niedoglądana firma plajtuje; na szczęście zawsze znajdą się winni: żydzi, bruksela, POpaprańcy, PISiarze, układy itp.
Wielu z nas jest jak biegacz krótkodystansowy, który nie zauważył, że startuje w maratonie. Wcale tak wiele nie zmieniliśmy się od XVII wieku, garnitur lub dżinsy zamiast żupana, ale mentalność bardzo, bardzo podobna.

______________________________________

[1] W. Lipoński "Narodziny cywilizacji wysp brytyjskich"

[2] świadomie bardzo upraszczam, pomijając ingerencję czarnych orłów w nasze sprawy, ale w pewnym sensie to też było to "gotowe" - pozwalaliśmy im na to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz