poniedziałek, 21 marca 2011

Działanie alla Polacca

Bank Światowy opublikował raport „Europe 2020 Poland". Wnioski w nim zawarte nie są dla nas krzepiące:
 
  • „Przy tym nawet przy tak niskich nakładach na badania i rozwój okazuje się, że efekty badań, które mogłyby pomóc gospodarce, wcale nie są wdrażane".
  • "Zbyt mała jest też aktywność zawodowa Polaków, zwłaszcza kobiet i osób starszych."
  • „Niemniej brak reform w tych kluczowych dziedzinach może spowodować zmniejszenie się PKB o 1 pkt proc. już od roku 2012"
  • Najważniejsze i absolutnie konieczne są reformy dotyczące wykształcenia oraz "kładące większy nacisk na wykorzystanie technologii, co bezpośrednio się łączy z wyższym poziomem edukacji".

Jak bardzo chciałbym wierzyć, że ten raport będzie sygnałem do podjęcia dyskusji i konkretnych, owocnych dzialań na rzecz poprawy sytuacji w Polsce. Tak bardzo chciałbym, jak nie wierzę. Perspektywa 2020 roku jest mierzona w latach świetlnych nie tylko dla naszych polityków, ale i dla zwykłych obywateli. Myślenie (o planowaniu nie wspominając) w perspektywie dłuższej niż kilka, góra - kilkanaście miesięcy, jest dla nas z gruntu obce, jak Polska długa i szeroka. Nasze horyzonty czasowe w których postrzegamy rzeczywistość są rozpaczliwie bliskie. Chłopski pierwiastek naszego społeczeństwa dominuje tu bardzo wyraźnie. Zresztą w gruncie rzeczy to pierwiastek mentalności rolnika postrzegajacego świat w cyklu "od zbiorów do zbiorów", a więc i szlachta nasza cechowała się podobnym myśleniem. Tylko mieszczaństwo (rzemieślnicy/fabrykanci - inwestycje w narzędzia i maszyny, oraz kupcy - długoterminowe kontrakty handlowe, a więc tylko wielcy kupcy) cechowało myślenie i planowanie w dłuższej perspektywie czasowej. Mieszczanin wiedział, że jeśli błędnie skalkuluje i zaplanuje w horyzoncie kilku lat, to poniesie tego dotkliwe konsekwencje. Rolnik zaś wiedział, że i tak mnóstwo zależy od czynnika odeń niezależnego, czyli od pogody i biologii (urodzaj czy nieurodzaj), a to rodziło groźbę myślenia magicznego i szukania nadprzyrodzonej opieki i pomocy, które na dłuższą metę oznaczało przerzucanie części odpowiedzialności za swoje decyzje na kogoś: Pana Boga, Matkę Boską, dziedzica, Żydów, Cyganów, innowierców, urok rzucony itd. Takie myślenie magiczne jest wciąż żywe i ma się znakomicie: pal sześć widzenie wszędzie Żydów, ale pomysły (wydawałoby się na pozór zdrowych psychicznie ludzi) intronizacji Jezusa Chrystusa na króla Polski są tego pięknym przykładem.

Ta nasza nieumiejętność planowania działań w dłuższej perspektywie, połączona z brakiem nawyku ewaluacji działań i wyciągania użytecznych wniosków z wprowadzonych zmian daje katastrofalny efekt: to kotwica która nas muruje do dna. Ludzie rozumni planują działanie rozważając różne aspekty, możliwe skutki pożądane i niepożądane, a następnie w trakcie realizacji planu przyglądają się czy wszystko idzie zgodnie z założeniami, po czym oceniają czy osiągnięte skutki działania są zbieżne z założonymi i wyciągają z tego wnioski.
Ale nie u nas. Nad Wisłą dominuje myślenie życzeniowe, polegające na przyjmowaniu pewnych założeń i arbitralnym odrzucaniu wszelkich argumentów je podważających. Autor projektu wszelkie uwagi, choćby najsłuszniejsze i z najżyczliwszych pobudek zrodzone, traktuje jako personalną agresję na siebie, którą trzeba w czambuł potępić i odeprzeć. Osobisty stosunek do projektu każe również ignorować wszelkie uwarunkowania łaczące projekt z innymi przedsięwzięciami. [1] Zakończenie fazy wykonawczej projektu jest u nas równoznaczne z jego zakończeniem, to znaczy autorów już nie interesują jego dalsze losy. Czy skutki są dobre, czy fatalne to się nie liczy. A już pomysł, żeby autorów durnego pomysłu rozliczyć za wyrządzone szkody i wyciągnąć z tego wnioski, by takich błędów więcej nie popełniać, to już u nas kosmos zupełny.
Doskonale to widać na działaniach naszych polityków - możnaby z nich robić preparaty poglądowe dla szkół. Np. budujemy z szumem i przytupem Orlika, po czym zamykamy go na trzy spusty bo nie ma pieniędzy na jego oświetlenie, albo na etat dla instruktora. A wcześniej tego nie można było przewidzieć i uwzględnić w projekcie? 
W styczniu poseł Mularczyk złożył projekt ustawy zakazującej noszenie noży o długości ostrza przekraczającej 8 cm i chodzi dumny jak paw, jak to zadbał o poprawę bezpieczeństwa na ulicach. Choć to pisowski projekt, to i Platforma życzliwie się do niego odniosła. Intencje może nawet szlachetne [2], ale głupota nadal w trybie "mode ON". Czy ktoś z tych posłów się zastanowił jaki ma sens wprowadzanie takiego zakazu? Bandyta tak okropnie się przestraszy kolejnej ustawy i nie weźmie ze sobą noża? Przecież "niebezpieczne narzędzia" są od dawna spenalizowane, nóż "od zawsze" jest do nich zaliczany. To po co nowy akt prawny? Co on niby ma zmienić, poza oszukaniem ludzi że ich wybrańcy robią coś pożytecznego? Na stadiony od dawna nie wolno wnosić niebezpiecznych narzędzi. I co - nie wnoszą? To co ta nowa ustawa ma zmienić? Poza tym, że stanie się po części martwym prawem, a po części narzędziem represji wobec niewinnych obywateli, bo wprowadza istotny element uznaniowości: "posiadanie długiego noża lub innej broni tego typu nie będzie karane, jeśli będzie uzasadnione i będzie służyło celowi zgodnemu z prawem". A co to znaczy uzasadnione?! To morze interpretacji, podczas gdy prawo karne musi być jasne i przejrzyste. Obywatel musi jasno widzieć, czego mu nie wolno. Zaś człowiek w policyjnym mundurze musi równie jasno widzieć co mu wolno.[3] Przed wprowadzeniem takiego prawa należałoby bardzo dokładnie przeanalizować jego możliwe pożądane i niepożądane skutki. To dość elementarne. Ale nie u nas.
Przykład Wielkiej Brytanii pokazuje czym się skończy wprowadzenie takiego bezmyślnego zakazu: ataki nożowników się nasilą i staną się naprawdę poważnym problemem [4], ale autorów tego projektu już to nie będzie obchodziło, bo będą się zajmowali "ulepszaniem" innego kawałka naszej rzeczywistości. Mało tego - będą chodzili w głebokim przekonaniu, że odwalili kawał dobrej roboty,a jakakolwiek krytyka jest oburzajaca i z niskich politycznych tudzież biznesowych pobudek wyprowadzana.. Ale najgorsze będzie to, że wyborcy ich za to nie rozliczą, tylko potraktują z fatalizmem niewolników pańszczyźnianych i wybiorą po raz kolejny.

A żeby nie było, że odpłynąłem daleko od raportu Banku Światowego, to już widzę, jak będzie wyglądało u nas podnoszenie poziomu edukacji. Szumny program na którym stado ekspertów i polityków się pożywi, bombastyczne zapowiedzi i medialny cyrk, a rezultaty żadne. Jak to u nas.

________________________________________
[1] Widać to np. doskonale na wszelkich robotach w mieście. Ledwie wystygnie asfalt na wyremontowanej ulicy, a już pojawia się ekipa ciepłowników, żeby przełożyć kolektor i pruje nawierzchnię. Można stawiać dolary przeciw orzechom, że parę tygodni później tęże samą nawierzchnię przenicują energetycy, telefoniarze, wodociągowcy, kanalarze itp. Bo koncepcja że można było te wszystkie remonty uzgodnić i skoordynować, jest obrazą dla podejścia arbitralno-autorskiego.
[2] "Może nawet" bo oczywiście nie ma związku między tą inicjatywą, a chęcią zbicia kapitału politycznego na śmierci aspiranta Struja na warszawskiej ulicy, prawda? Nasi politycy nie zniżyli by się do czegoś takiego. Na pewno.
[3] Mało kto w Polsce zdaje sobie sprawę z tego, że zasada "co nie zabronione to dozwolone" odnosi się tylko do obywateli. Zaś administrację (a więc i funkcjonariuszy policji, bo policja to jeden z rodzajów administracji ) obowiązuje inna zasada: "wolno tylko to, na co prawo pozwala".
[4] Bo bandyci będą mieli pewność, że jedynymi uzbrojonymi w okolicy będą oni, więc hulaj dusza! Ich ofiary nie będą stawiać oporu, bo nie mają czym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz