piątek, 4 lutego 2011

Nie śmiejcie się dziatki ni z ojca ni z matki...


... bo paraliż postępowy najzacniejsze trafia głowy. 


Przykro mi się zrobiło, kiedy prof. Leszek Balcerowicz - wybitna postać, człowiek niesłychanie zasłużony dla polskiej historii palnął publicznie głupstwo (bo w to, że była to świadoma manipulacja nie wierzę). To że jakis czas temu oznajmił, iż nie należało dawać podwyżek nauczycielom, to pal sześć. W końcu każdy może powiedzieć, że coś należało, a czegoś nie należało - to kwestia gustu i oceny, a każdy ma prawo do własnej.
Ale niedawno publicznie oznajmił, że nauczyciele w Polsce  pracują tylko 13,5 h tygodniowo, a w domyśle: jak im dobrze, malutko pracują i jeszcze podwyżek im dawać?!
Gdyby to plótł jakiś niedouczony jegomość, to można by wzruszyć ramionami, ale osobie o takiej pozycji jak prof. Balcerowicz po prostu nie wypada prezentować takiego poziomu ignorancji.

1. Wymiar pracy nauczyciela na całym etacie wynosi 40 h/ tydzień.

2. W ramach etatu musi odbyć lekcji 18 h/tydzień - to tzw. pensum.

3. Pensum faktycznie podniesiono do 20 h w podstawówkach i w gimnazjach i 19 h w liceach, wprowadzając obowiązkową godzinę/dwie tygodniowo pozalekcyjnych zajęć z uczniami, nazywaną "bezpłatną" lub "karcianą" (od Karty Nauczyciela).

4. Te 18 h pensum to godziny 60 minutowe. Wymiar 45 minut odnosi się tylko do ucznia. Kiedy uczeń ma przerwę między lekcjami nauczyciel pozostaje w pracy: np. dyżuruje, załatwia sprawy wychowawcze, spotyka się z rodzicem, konsultuje z pedagogiem itp.

5. Pozostałe poza pensum godziny do etatu idą na: przygotowanie do lekcji, sprawdzanie prac pisemnych (koszmar!), rozwiązywanie problemów uczniów itp. W szkole nie ma warunków do takiej pracy i trzeba ją nosić do domu. W rezultacie podział na czas pracy i czas po pracy u nas prawie nie istnieje. Dla rodziców dzwonienie do nauczyciela do domu, choćby z nie pilnym duperelem, nie jest niczym nadzwyczajnym - mój rekord to telefon o pół do jedenastej w nocy w niedzielę.

Co ciekawe taki jak powyżej wymiar pensum pochodzi nie z komuny, jak się niektórym wydaje, ale z królestwa pruskiego, którego władze uznały, że nauczyciel nie powinien mieć więcej lekcji, bo odbije się to na ich poziomie. A przecież wtedy (XVIII-XIX wiek!) podejście do nauki i dyscypliny było zupełnie inne niż dzisiaj, kiedy wielu ludzi podchodzi do edukacji na zasadzie "czy się stoi czy się leży, to promocja się należy". Dodajmy, że pruski nauczyciel zajmował się wyłącznie dydaktyką, bo od "papierków" które dziś zalewają polskiego nauczyciela, jego pruski kolega miał specjalnego urzędnika szkolnego!

Znamienne, że nauczycielskie związki zawodowe od lat domagają się, żeby dokładnie i rzetelnie policzyć ile nauczyciel faktycznie pracuje tygodniowo - czy to jest mniej czy więcej niż te przepisowe 40 godzin. Tylko władze oświatowe są równie konsekwentnie głuche na te żądania. Dlaczego? Może aby nie okazało się, że rację mają nauczyciele, którzy twierdzą, że przy pełnym etacie "niemichałkowym" [1] zmieścić się w 40 h uczciwej pracy nie sposób?

Za to szczucie ludzi na jakąś grupę zawodową, że ma "za dobrze" - o! to się nigdy nie znudzi. Pokłady podłości i mściwej zawiści są w Polsce nieprzebrane i aż dziw, że nikt nie wpadł na pomysł, żeby ją puszkować i eksportować. To byłby nasz hit eksportowy - jak niewolnicy, dzięki którym Mieszko I i jego czcigodny tatuś stworzył państwo nasze kochane. Furda gaz łupkowy!

____________________________________
[1] michałki - złośliwa, ale od dawna przyjęta nazwa grupy przedmiotów takich jak plastyka, WF, ZPT czy muzyka.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz