piątek, 5 listopada 2010

Na dwóch krańcach dwa przeciwne bogi


W moim bloku mamy zamach stanu. Komisja rewizyjna zbuntowała się przeciw zarządowi (wspólnoty mieszkaniowej) i powołała nowy zarząd.
Najciekawsze w tym jest to, kim są frondowicze. Otóż w bloku od lat mieszka sobie pan B. i pani Z. - gruntownie ze sobą skłóceni we wszystkim chyba co dotyczy bloku. Jak jedno było w zarządzie, to można było stawiać dolary przeciw orzechom, że drugie wparuje na zebranie wspólnoty z plikiem papierów (inny wariant: z teczką, z której wyskakiwał plik papierów) i będzie pomstować na "rozliczne nieprawidłowości". Przy czym, rzecz jasna, absolutnie nie miało znaczenia które akurat było w zarządzie, a które w opozycji - scenariusz się nie zmieniał.
W tym roku ani pani Z. ani pan B. w zarządzie wspólnoty się nie znaleźli. I stał się cud! Dwoje śmiertelnych wrogów połączyło siły i zaatakowało obecny zarząd. Po kryjomu przygotowali uchwałę o wyborze nowego zarządu (z sobą w rolach kluczowych, oczywista) i rozpoczęli "nowe, lepsze jutro" w dziejach naszego bloku. Nawet urzędasy z gminy dały się podpuścić i poparły naszych przebiegłych frondystów. Smaczku sprawie dodaje to, że część lokatorów w ogóle nie miała pojęcia o całej akcji (tymczasem pod uchwałą jest piękny zapis: 52 udziały za, 0 przeciw, 0 wstrzymujących się!) i że niektórzy dowiedziawszy się o co naprawdę chodziło w tym wszystkim, zaczęli wycofywać swoje podpisy pod uchwałą o powołaniu "nowego, lepszego zarządu", twierdząc, że zostali wprowadzeni w błąd.
Efekt? Mamy zablokowane konto wspólnoty, sparaliżowane zarządzanie domem i coraz bardziej zirytowanego administratora, który nie może normalnie pracować. Tylko patrzeć barykad na podwórku.

I kto powiedział, że Polacy nie potrafią się ze soba dogadać? Jeśli pani Z. i pan B. mogą, to każdy może.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz