sobota, 3 grudnia 2011

Tradycja nie lubienia policji


Czemu Polacy nie lubią policji?
Bo taka u nas tradycja. A tradycja u nas - rzecz święta.

Zwykle tłumaczy się to okupacją drugowojenną, ale moim zdaniem to niewystarczające uzasadnienie. Trzeba sięgnąć w dawniejsze czasy, zeby zobaczyć jak starą metrykę ma nasza niechęć do stróżów prawa.
Średniowiecze mozna pominąć, bo to raczej zbyt odległe czasy i (zwłaszcza) zbyt różne, by budowanie zwązku przyczynowo-skutkowego było czymś więcej niż tylko rozrywką intelektualną.

W Rzeczypospolitej szlacheckiej policji nie było. Jej funkcję pełnili pachołkowie miejscy (w miastach) i słudzy starościńscy (poza nimi). Patrycjat i szlachta traktowały ich jak służących, uboższe warstwy zaś widziały w nich instrument w rękach warstw uprzywilejowanych, do których należało interpretowanie i egzekwowanie prawa. W obu grupach nie było miejsca na powstanie nastawienia opartego na jakiejś formie szacunku wobec stróżów prawa.

Policja na ziemiach polskich pojawiła się dopiero po rozbiorach. Tyle, że teraz mielismy do czynienia z takim nastawieniem: dla szlachty i mieszczaństwa był to pruski, rosyjski, austriacki policjant, a więc reprezentant zaborcy. Do tego wymuszający prawo monarchii absolutnej [1] które między innymi ingerowało w stosunki feudalne między panem wsi a chłopem, co szlachta uważała za wtargnięcie w jej wyłączną, prywatną sferę majątkową. Względy patriotyczne wzmocnione poczuciem krzywdy osobistej dawało silną pożywkę do antypatii wobec policjanta - zaborczego policjanta. Można powiedzieć, że niechęć do policjanta zyskiwała w ten sposób walor postawy patriotycznej. Z kolei dla chłopów w okresie wcześniejszym policjant reprezentował  jakąś odległą, niedostępną władzę - króla lub cysorza, która deklarowała (z różnym nasileniem), że weźmie ich w obronę przed złym panem. To było podglebie na którym mógł wyrosnąć społeczny respekt i szacunek dla policji. Ale zostało to zniweczone na przełomie XIX i XX wieku, kiedy szybkie postępy uczynił proces polonizacji chłopstwa.[2] Teraz policjant był "be" bo zaborczy. Do tego chłopi zorientowali się, że za uwłaszczeniem poszły podatki, egzekwowane między innymi przez owego policjanta.[3] A że wieś była biedna, to i tak powiązany policjant sympatii budzić nie mógł. Jakoś do tego przyczyniał się również fakt, ze policjant był zwykle człowiekiem "z zewnątrz", mniej lub bardziej ale jednak obcym dla lokalnej społeczności.

W Polsce Odrodzonej policjant miał szansę stać się szanowanym i pozytywnie postrzeganym stróżem prawa, gdyby nie bieda i używanie go przeciw różnym grupom społecznym i  narodowościowym. Sprowadzając do symbolicznych obrazków: strzelający do robotników w Krakowie (w 1923) i chłopów w 1937 oraz pacyfikujący ukraińską wieś policjant nie kojarzył się dobrze. Tylko dla wyższych warstw społecznych był może neutralnym symbolem Polski Odrodzonej, ale i one potrzebowały czasu by zatrzeć w pamięci skojarzenia z carskim stupajką czy pruskim policajem.

Potem przyszła okupacja i tu wizerunek policjanta miał już zupełnie przechlapane - mogiła po prostu.
Za PRL-u miicja była instrumentem, nie - przepraszam, narzędziem do trzymania hołoty za mordę, żeby Władza  mogła tworzyć nowe, lepsze jutro. Autentycznie dobra robota antykryminalna milicji nie była w stanie przebić się na plan pierwszy wizerunku tej formacji. Nie bez znaczenia były też straszliwie rozpowszechnione korupcja i złodziejstwo, które były formą radzenia sobie ludzi z absurdalnym systemem nieustających braków rynkowych. W tym kontekście milicjant jawił się jako zagrożenie po prostu podstaw egzystencji każdego człowieka.

Tak postrzeganej formacji trudno było przyciągać do służby w swoich szeregach szczególnie wartościowy materiał ludzki. Członkowie ekipy rządzącej woleli inwestować raczej w UB/SB czyli policję polityczną, bo ta bardziej bezpośrednio chroniła ich władzę, niż w milicję zwalczającą mniej groźną z tego punktu widzenia przestępczość kryminalną.

I z takim bagażem dziedzictwa historycznego wkroczyliśmy w III RP. Obywatele policji nie lubią. Politycy jej nie szanują i nie dbają o nią jak należy. Warunki służby są mierne, gdzieniegdzie skandaliczne. W efekcie szturmu chętnych na biura rekrutacyjne nie ma, a w kraju są tysiące wakatów. Jeśli policja ma problem z dobrym materiałem na posterunkowego, to na drugim końcu drabiny komendant też nie będzie crème de la crème. A nie będzie tym bardziej, że nasi kochani politycy wywodzą się z tego samego społeczeństwa, które niechęć do policji ma we krwi i skłonni są traktować ją jakby chcieli odreagowywać na niej swoje kompleksy.[4] A pomiatanego policjanta szanować nie sposób.

___________________________________
[1] Nawet jeśli oświeconej.

[2] Zwany elegancko procesem budzenia w chłopach świadomości narodowej. Do tego czasu chłop czuł się "tutejszy", a "Polak" to był wyłącznie synonim szlachcica.

[3] To naturalnie grube uproszczenie, bo to nie policjant ściągał podatki, ale był częścią szeroko rozumianego państwowego systemu ich egzekucji.

[4] Świetnie to widać w nagłośnionych przypadkach, kiedy policjanci zatrzymywali do kontroli drogowej polityka, a ten dawał upust swoim emocjom. Zresztą duchowni nie lepsi - parę lat temu pewien śląski policjant zapłacił karierą zawodową za zatrzymanie do kontroli biskupiej limuzyny. No bo co te miejskie pachołki i starościńskie sługi sobie wyobrażają?! Dygnitarzy niepokoić?! No skandal po prostu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz