czwartek, 1 grudnia 2011

Pieprzenie, że doskonalenie


Muszę przyznać, że pani prowadząca "szkolenie" trzyma fason. Dzisiaj błysnęła kreatywnością i głębią myśli szkoleniowej. Zapowiedziała, że będziemy pracować ze źródłami. Wrodzony rozsądek kazał mi uniknąć ekscytacji i podejść do tego jak do prognozy pogody. W Pernambuco. Jak się okazało - słusznie, jednak...

Jednak nawet taki cyniczny sceptyk jak ja, nie doceniłem kobiety.

Otóż otrzymaliśmy po koszulce z materiałami źródłowymi i polecenie: Proszę ułożyć pytania do tych materiałów. Każda grupa do innego.[1] Zdradziłem się skrajną naiwnością próbując dowiedzieć się czemu ma to służyć, albo inaczej - jaki ma być cel (lekcyjny) takiego ćwiczenia ze źródłem, bo od tego przecież zależy o co będziemy pytać. Pytania do źródła mają nakierować ucznia na sformułowanie odpowiedzi potrzebnych dla poznania omawianego na danej lekcji zagadnienia programowego. 

Tymczasem okazało się, że pytania mamy ułożyć w kompletnym oderwaniu od jakiegokolwiek kontekstu programowego, po prostu tak sobie a muzom. [2]
Takie ćwiczenia to się daje studentom historii na pierwszych zajęciach! Bo już na następnych to ćwiczenia są trudniejsze. I jakoś bardziej rozwojowe.

Szkolenie w ten sposób nauczycieli mianowanych i dyplomowanych, którzy w zawodzie siedzą od fafnastu lat i tyleż na źródłach pracują, to jakaś kuriozalna groteska. Na kursie doskonalącym mamy prawo oczekiwać doskonalenia posiadanego poziomu profesjonalnego, a nie powrotu do freblówki. Nazywanie czegoś takiego kursem doskonalącym organizowanym do tego z publicznych pieniędzy jest oburzające.[3]

Jedyna wartościowa informacja wyniesiona z dzisiejszego szkolenia to taka, że następne spotkanie jest dopiero za dwa miesiące. I śpiewali Hosanna!

Ale ja to przecież jakiś nienormalny jestem.
______________________________________
[1] Nam się trafił tekst o bikiniarzach.

[2] Do tego teksty były na tyle trudne i obszerne, że najszybsze nawet ich przećwiczenie w realiach moich klas oznaczałoby zużycie połowy całej lekcji na wąsko wycinkowe zagadnienie, stanowiące może 5% tematu danej lekcji. Nie bardzo mogę pojąć jak nauczyciel-praktyk może coś takiego proponować.

[3] Można by to porównać do uczenia lekarzy z I st. specjalizacji, jak się plaster z opatrunkiem na skaleczony palec nalepia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz