poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Jan III Sobieski


Jana III Sobieskiego uważamy za jednego z lepszych królów polskich. No bo Turków pobił i Wiedeń ocalił. No i pomnik ma w Łazienkach. I w Wilanowie też ma. 

Jak się wydaje to że przyjął się pozytywny wizerunek tego władcy jest skutkiem paru czynników:
1. Był to ostatni władca Polski odnoszący zwycięstwa wojenne.
2. Był to ostatni władca Polski, za którego panowania Rzeczpospolita była jeszcze podmiotem polityki europejskiej, a nie przedmiotem.
3. Czasy w których jeszcze odnosiliśmy sukcesy były z oczywistych względów idealizowane pod zaborami, kiedy naszego państwa w ogóle nie było.
4. Grunt pod wyidealizowany obraz króla Jana został przygotowany jeszcze za jego życia w przemyślanych długofalowych działaniach propagandowych prowadzonych przez jego dwór.

Niestety idealizacja w oczywisty sposób rozmija się z obiektywizmem. W efekcie obraz króla jest tyleż optymistyczny i sugestywny, co nieprawdziwy.

Kiedy zaczniemy się przyglądać jego polityce zagranicznej uderza jej chaotyczność. Co parę lat mamy zdecydowaną zmianę kierunku. Trzyma z Paryżem, porzuca go na rzecz Wiednia, po kryjomu zaczyna znowu znosić się z Francuzami, po drodze kombinuje z Moskwą, Szwecją i Węgrami, w tle wojna z Turcją, podejmuje akcję przeciw Brandenburgii. Ktoś powie: szukał okazji do korzyści Rzplitej, na tym polega polityka; w końcu Kazimierz Wielki też działał na wielu frontach. Owszem, tylko że działania Sobieskiego to biegunka koncepcji: zaczynał i nie potrafił dokończyć, porzucał i gonił za następną. Co gorsza, motywacją w coraz większym stopniu był interes dynastyczny, czyli korzyść własnej rodziny, zaś interes Rzeczypospolitej schodził na plan dalszy, dobrze jak się akurat przypadkiem składało, że były tożsame. W gruncie rzeczy Sobieskiemu nie udało się uwieńczyć powodzeniem żadnego ze swoich większych przedsięwzięć w polityce zagranicznej. Nawet jak się zdarzył sukces, to zaraz był kontrowany porażką. [1]

W polityce wewnętrznej też działania królewskie budzą smutek. Faktem jest, że od początku miał przeciw sobie potężną opozycję, właściwie jeszcze sprzed koronacji. Ale w dużym stopniu sam ją sobie wyhodował występując jako filar stronnictwa francuskiego, które chciało wprowadzić w Polsce rządy absolutne, czyli zniszczyć demokrację. Można wprawdzie machnąć na to ręką przypominając, że dla władcy opozycja to zjawisko normalne. Jednak uderzać musi co innego: w stronnictwie dworskim za panowania Sobieskiego trudno znaleźć wybitniejsze postacie ówczesnej sceny politycznej. Nawet jak się w pewnych okresach trafił jakiś przedstawiciel znaczniejszego rodu, to długo miejsca w ekipie rządzącej nie zagrzał, rychło przechodząc do opozycji. Zadziwia ta nieumiejętność przyciągania i utrzymania po swojej stronie polityków pierwszej ligi. To w dużym stopniu tajemnica nieskuteczności różnych działań Sobieskiego - nie miał odpowiednich graczy w swojej drużynie. 

Świetnym przykładem nieudolności polityki personalnej króla była sprawa kanclerstwa litewskiego. Kiedy pieczęć wielka zawakowała rozum podpowiadał by oddać ją podkanclerzemu Radziwiłłowi, żeby zjednać sobie ten potężny ród jako przeciwwagę dla filaru opozycji - Sapiehów. Tymczasem Sobieski oddał pieczęć wielką Ogińskiemu z rodu zacnego, ale o minimalnej sile. Efekt? Wściekły z pominięcia w awansie [2] Radziwiłł przeszedł na stronę opozycji, a wkrótce za nim podążył i Ogiński rozsądnie wolący nie zadzierać z Sapiehami. Brawo! Brawo!

Pomysły dynastyczne Sobieskiego, zrozumiałe z czysto psychologicznego punktu widzenia, w tym i szykowanie ukradkiem elekcji vivente rege, budzą zdziwienie u króla wywodzącego się z polskiej elity politycznej. Cudzoziemcowi można by wybaczyć ignornację w tym zakresie, ale przecież Polak musiał wiedzieć, jak szlachta zareaguje na coś takiego! Po aferze z królem Janem II Kazimierzem i jego planami tejże elekcji, podejmowanie tego tematu to było sambójstwo polityczne, a co najmniej paraliż rządów. Oczekiwanie, że szlachta z trudem radząca sobie z kryzysem (gospodarczym i politycznym) państwa wyniszczonego wojnami, coraz bardziej sfrustrowana nieudolnie prowadzoną wojną z Turcją, będzie ochoczo płacić dodatkowe pieniądze na to by syn króla dostał na własność jakieś księstwo [3], to była naiwność, a ta zaś w polityce jest ciężkim grzechem, za który się ciężko płaci.

A były pilniejsze sprawy - odbudowa zdewastowanej Rzeczypospolitej. Przy okazji odbudowy dałoby się zapewne i przeprowadzić jakieś reformy. Jak sobie poradzić z opozycją magnacką pokazał August II Mocny dyskretnie podpuszczając szlachtę, która rozniosła Sapiehów w regularnej bitwie pod Olkiennikami (nawiasem mówiąc Sas też to kompletnie zmarnował). Mogliśmy powitać XVIII wiek w dużo lepszej formie. Kto wie?
____________________________________________
[1] Nawet wiktorię wiedeńską skwitował zaraz klęską pod Parkanami, gdzie uratowały nas dopiero wojska cesarskie.

[2] Zwyczajowo było przyjęte, że podkanclerzy szedł na kanclerstwo, choć oczywiście bywały wyjątki.

[3] Prusy dla Kubusia.

1 komentarz:

  1. Ta jego polityczna biegunka mogła wynikać z tego, że Sobieski nigdy nie pozbył się magnackiej mentalności. Królewska godność Sobieskiego była mocno watpliwa. Że o jego żonie nie wspomnę nawet, bo ta miała mentalność przekupki

    OdpowiedzUsuń