niedziela, 22 maja 2011

Od apostoła do hydraulika


Kiedyś Maciej Stuhr wspominał jak prowadził bodajże imprezę stowarzyszenia famaceutów. W ramach rozrywek goście m.in. musieli odpowiadać na zadane pytania/tematy. Na pytanie "Co to jest złudzenie apteczne?" padła pyszna odpowiedź: "To złudzenie, że jest się prawie lekarzem, kiedy jest się prawie sprzedawcą".

Wielu, bardzo wielu nauczycieli [1] postrzega swój zawód misyjnie. Że oto tu mają do spełnienia wielką, ważną misję narodowo-społeczną, wyciągania ludu z mroków ciemnoty i analfabetyzmu, niesienia kaganka oświaty pod strzechy (a niechby i pod blachodachówki). Jako awangarda inteligencji idą z płomykiem swojego najważniejszego pod słońcem przedmiotu rozniecać ognisko rozwoju, postępu i ogólnej pomyślności. Już w samym założeniu mamy do czynienia z opozycją: misja światłych z jednej strony i oporna ciemnota z drugiej. Ci co niosą światło wiedzy czynią to dla dobra wspólnego, więc wszelki opór i wstręty jakie im się w tej zbożnej misji czyni są oczywiscie aspołeczne, szkodliwe dla wspólnoty i ich potępienie oraz pokonanie jest oczywiście usprawiedliwionym obowiązkiem nauczyciela. Oświecany lud jest przedmiotem działań, a nie podmiotem. Wizja taka ukształtowała się, jak sądzę, w II połowie XIX wieku i u nas dodatkowo została wzmocniona obowiązkiem oświecania w duchu narodowym. A więc opierający się nauce tuman jednocześnie jest złym Polakiem działającym na szkodę narodu, ojczyzny i państwa. Zagrożenie jakie sobą stanowi motywuje i usprawiedliwia nauczyciela w wykorzystaniu wszelkich środków dla zawrócenia go ze złej drogi i zagnanie do sfornego stada zmierzającego ku świetlanej narodowej przyszłości.

Tylko że czasy się trochę zmieniły.

Dziś mało kto, poza samymi nauczycielami, tak postrzega edukację i rolę nauczyciela. Dziś tuman kategorycznie sobie nie życzy żeby go zmieniać i oświecać, a większość populacji sądzi, że to jego prawo być chamem i oddziaływanie na niego, żeby nim przestał być to może ingerowanie w oryginalność i autonomię jednostki, więc może nie wypada. Więc żadnego kaganka już nie ma, chyba że w muzeum.
Szkoła nie jest już jak w XIX wieku jedynym źródłem wiedzy dla niepiśmiennego ludu. Po co się czegoś uczyć w szkole, jeśli można to sprawdzić na wikipedii?
Kiedyś nauczyciel należał do elity intelektualnej, szczególnie w małych miejscowościach. Dziś w obliczu masowej inflacji wykształcenia jaka nastapiła w III RP, wyższe wykształcenie i tytuł magistra nic nie znaczą. [2]

Dziś rodzic nie oczekuje od szkoły, że ta zapewni jego dziecku awans społeczny pod warunkiem jego ciężkiej pracy w postaci pilnej nauki. Dziś rodzic oczekuje od szkoły zaświadczenia, które umożliwi przesunięcie pociechy wyżej, na kolejny etap. Szkoła to punkt wydawania "papierków" zwanych świadectwami i nic więcej. Wiedza, kultura, umiejętności to rzeczy, owszem przydatne, ale niekoniecznie. One są w opcjach, lecz do ustawienia się w życiu wystarczy pakiet podstawowy, a ten się dostaje za chodzenie, a właściwie za zapisanie się do szkoły i pojawianie się w niej od czasu do czasu. Czy się stoi czy się leży, to promocja się należy. [3]

W takiej nowoczesnej polskiej szkole nauczyciel to ktoś, kto ma zadbać by pociechy dobrze się czuły, broń Boże nie przepracowały i nie stresowały i w terminie dostały należne im zaświadczenie z którym pójdą dalej. Sęk w tym że wielu, bardzo wielu nauczycieli co najwyżej to podejrzewa, gdzieś czuje intuicyjnie że zmiana zachodzi, ale ta nowa rzeczywistość i nowa ich rola jeszcze do nich nie dotarły. W ich świadomości króluje stary model, u niektórych ewoluujący w kompleks Boga.

Ludzie spoza branży edukacyjnej nie zdają spobie sprawy z tego, jak bardzo wyczerpujący psychicznie jest zawód nauczyciela. Co ciekawe rozumieli to doskonale mądrzy ludzie w wieku XIX ustanawiając długie urlopy nauczycielskie - po prostu wiedzieli, że potrzeba czasu na zregenerowanie psychiki wyłomotanej przez dzieciarnię. Dziś ta świadomość zanikła. Jeśli na to nałożymy potężny stres związany z wyżej wspomnianą zmianą roli i postrzegania nauczyciela, to mamy sytuację wybitnie szkodliwą ze społecznego punktu widzenia. 

Kilkusettysięczna masa sfrustrowanych i pozostawionych samym sobie ludzi [4], odgrywających ważną rolę społeczną, krytykowanych na każdym kroku za wszystko (wystarczy wejść na jakieś forum np. onet.pl i poczytać ile tam jadu i zawiści pod adresem belfrów). A przecież od tych ludzi zależy w jakimś stopniu ukształtowanie przyszłych pokoleń. [5] Na to ani społeczeństwo, ani elity polityczne nie patrzą, ślepe jak krzyżówka kreta z lemingiem na jakąkolwiek dalszą perspektywę.

W swoich oczach nauczyciel jest depozytariuszem Wiedzy, przewodnikiem i wyrocznią, apostołem po prostu, zaś w oczach coraz większej części społeczeństwa jest człowiekiem z branży usługowej. Jak do szewca się idzie z dziurawymi butami, po hydraulika dzwoni gdy z kaloryfera cieknie, tak do nauczyciela się idzie, żeby dziecko mogło dostać się do następnej klasy, bo bez tego "magistra nie zrobi". 
Kobitka [6] czy facet od usług ma szybko wykonać robotę i zniknąć, a nie wymądrzać się, ani - nie daj Boże - wywyższać. Kiedy ma dziecku dać kwitek do następnej klasy, a ona/on śmie kręcić nosem i krytykować, że dziecko leniwe i mało zdolne [7] to obywatel czuje się zaatakowany w samym środku swojego jestestwa. "Jakakolwiek krytyka mojego dziecka, to atak na mnie!" - oto dewiza rosnącej liczby rodaków. Można to zresztą rozwinąć: "Atak na mnie nie może być usprawiedliwiony, więc krytyka mojego dziecka jest niesprawiedliwa." I pozamiatane - gość od usług napastuje klienta. A klient nasz pan.

___________________________________________
[1] stawiałbym, że większość.

[2] niektórzy jeszcze tego nie zauważyli. Jak np. pewien kolega dumny z awansu, który wyrwał go z rodzinnej Pipidówki i rzucił do samej Warszawy. Kiedy uznał że dyrekcja potraktowała go z niedostateczną rewerencją wykrzyknął z oburzeniem : "Jak można mnie tak traktować?! Ja jestem MAGISTREM!!!"

[3] jeśli ktoś sądzi, że to tylko prakyka, to śpieszę donieść, że nasze dzielne władze oświatowe dbają troskliwie o nieprzepracowywanie się przyszłych wyborców i już dawno wprowadziły przepis, że można zostać promowanym do następnej klasy z jedynką w podstawówce i w gimnazjum, a były podejmowane starania, żeby tak samo było i w liceum.

[4] widział kto, żeby misjonarz z kagankiem zapisywał się do psychiatry?!

[5] proste doświadczenie: których swoich nauczycieli pamiętasz lepiej - normalnych czy szurniętych? 

[6] jak ja nie znoszę tego słowa! Ale użycie tu umyślne.

[7] bo nie wypada powiedzieć, że tępe i lotne jak otoczak, gdyż prawda to ostatnia rzecz jaką wyborca chce usłyszeć, więc rodzicowi wówczas natychmiast leci z odsieczą kawaleria z kuratorium i gminy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz